czwartek, 31 lipca 2014

Kącik Pisarza #004

Druga odsłona najczęstszych blogowych błędów. :)


Witajcie!

Dzisiaj przedstawię wam najbardziej rażące mnie błędy, na różnych blogach, postaram się to zrobić z nutką humoru, ale nie zraźcie się jeśli wyjdzie to trochę sarkastycznie, gdyż jestem taka z natury. ;)

Notka obiecana dawno, ale nareszcie się pojawia! :)

Nie bierzcie niczego, co jest napisane kursywą, na serio - znam zasady poprawnej polszczyzny, a pisząc te kawałki nieźle się uśmiałam... :)



1. Błędy ortograficzne w podstawowych słowach.


"- Och! - Jenknęłam w jego usta. Drżałam z porządania, z pasjom odpowiadając na uczóciowe pocałunki mojego kohanka. Tak mocna namientość jest niczym zuo w czystej postacji."

Nienawidzę, gdy widzę na jakimkolwiek blogu, w jakimkolwiek poście błędy pierwszego stopnia, w prostych wyrazach... Tutaj nieco to wyolbrzymiłam, ale widziałam ponad połowę z tych błędów w różnych opowiadaniach. MAKABRA! 

Początkującym pisarzom, amatorom, którzy wiedzą, że czasem mają problem polecam, albo rozwiewanie wszelkich wątpliwości wraz z ukochanym słownikiem, bądź znalezienie dobrej duszy, anioła znającego się na ortografii, potocznie zwanego "betą".


2. Powtórzenia.


"Przyszłam w odwiedziny do Maxa. Max mieszkał w małym domku nad brzegiem morza. Domek był mały, niebieski i nieco odrapany z zewnątrz. Max był z niego dumny, gdyż kupił go z własnych pieniędzy. Max był również szczęśliwy z tego powodu, że sam go urządził i wyremontował. Ojciec Maxa był z niego dumny, że się ustatkował. Max mieszkał w tym małym, niebieskim domku już od dwóch lat.  W domku Maxa odbywało się też większość imprez naszej paczki."

Gdy używamy w kółko tych samych zwrotów, wyrażeń, nazw, cały tekst robi się "masłem maślanym", jest nudny, prosty i średnio przyjemny w odbiorze dla czytelnika. Jest tyle możliwości - dla każdego wyrazu istnieje coś takiego jak możliwość użycia synonimu, czy zaimka!

Ważne - nie przesadzaj również z zaimkami. Jeśli nie wiesz, czym zastąpić dany wyraz sięgnij po słownik wyrazów bliskoznacznych - ten papierowy, czy też internetowy. W ten łatwy sposób, na pewno znajdziesz to czego potrzebujesz! :)


3. Literowe smaczki ;)


Na blogach, pojawiają się też często błędy z pisownią wyrazów, z nieco inną wymową...
Z takich podstawowych i najczęstszych kojarzą mi się obecnie (przekreślona błędna pisownia, kursywą poprawna):

Z kąd? Skąd?
A nóż, widelec... A nuż, widelec...
Napewno... Na pewno...
Na prawdę... Naprawdę...
W każdym bądź razie... W każdym razie.../Bądź co bądź...


4. Spacje przed znakami interpunkcyjnymi, bądź całkowity brak interpunkcji! ;-;


"Cześć , misiu ! Co tam u ciebie słychać ? 
 Ach kochanie , wszystko wspaniale ! Wpadnę do ciebie później to pogadamy bo nie mam teraz czasu ! 
Ok-szybko odpowiedziałam ( będąc sfrustrowana ) . " 

Na Anioła, jak można coś takiego publikować w internecie? Zdarzają się takie przypadki, nawet nie mówcie, że nie... Rozumiem, czasem każdemu zdarzy się jakiś błąd, przez przypadek, w trakcie szybkiego pisania, czy cokolwiek, ale wstawianie każdego długiego postu, wyglądającego, tak, a nie inaczej to przesada. 

Dlaczego nienawidzę tych błędów u innych? Po pierwsze jest to niepoprawne, po drugie obrzydliwie wygląda, po trzecie mam ochotę rozwalić komputer, jak na coś takiego patrzę, a zbyt mocno go lubię. :)
Powinnam wyjaśnić jak nie popełniać takich błędów, ale cóż... Sama nie wiem jak to wytłumaczyć... Przed etapem blogowania, czy też bycia w blogosferze, nie widziałam tych błędów w takich przerażających ilościach... Jest to dla mnie koszmar... 

Dlatego moi drodzy, króciutko napiszę - NIE ROBIMY spacji przed kropką, wielokropkiem, pytajnikiem, wykrzyknikiem, dwukropkiem, średnikiem, cudzysłowiem oraz po otworzenieniu nawiasu i przed zamknięciem nawiasu. Spację natomiast wciskamy przed otworzeniem nawiasu lub postawieniem myślnika!



_____________________________________
Obecnie tylko tyle rzeczy przychodzi mi na myśl... 
Być może pojawi się jeszcze odsłona trzecia błędów. :)
Jeśli wy znajdujecie jakieś mocno rażące was błędy - napiszcie nam o tym w komentarzu! :)
Dotrwałeś, aż dotąd? - Gratulacje! - Zostaw po sobie ślad - będziemy wdzięczni za komentarz! :)
Pozdrawiam Was mocno, Iadala 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Książka pod lupą #12 - "Klątwa tygrysa"

Colleen Houck - "Klątwa tygrysa"

"Magnetyczne oczy tygrysa.
Pradawna klątwa, którą zdjąć może tylko ona.
Namiętność silniejsza niż strach.
Razem muszą stawić czoła mrocznym siłom.
Czy poświęcą wszystko w imię miłości?"
Kelsey Hayes to zwyczajna nastolatka - co prawda straciła rodziców, jednak całkiem dobrze zaklimatyzowała się w przybranej rodzinie. Gdy skończyła szkołę średnią postanowiła w wakacje popracować, by zarobić nieco na studia. Propozycja jaką uzyskała w pośredniaku to dwutygodniowa pomoc w cyrku. Dziewczyna zgodziła się, widząc, że będzie musiała pomagać przy tygrysie, który jak się okazało później, oczarował ją. Był nadzwyczaj łagodny i niemalże "ludzki". Połączyła ich niezwykła więź przyjaźni.

"Na plakacie widniało zdjęcie białego tygrysa. Proszę, proszę, pomyślałam. Witaj, mam nadzieję, że nie ma was więcej... i że pożeranie nastolatek nie sprawia ci szczególnej przyjemności."

Pewnego dnia w cyrku pojawia niezwykły człowiek - Anik Kadam - który odkupuje tygrysa Dhirena od właściciela i proponuje Kelsey by ta towarzyszyła mu w drodze do indyjskiego rezerwatu tygrysów, czyli Narodowego Parku Ranthambone. Dziewczyna po zastanowieniu zgadza się - w końcu może być to niesamowite doświadczenie. Może zwiedzić Indie i dodatkowo dostać za to wynagrodzenie.

Wszystko jest wspaniałe - a szczególnie przelot luksusowym samolotem. Dalsza podróż niestety ma się odbyć już bez Pana Kadama - Kelsey trochę się tego obawia i służnie. Jej kierowca nagle znika, gdy ta poszła do sklepiku na stacji benzynowej. Jedynym szczęściem jest to, że odnajduje swojego tygrysa wśród zarośli i podążając za nim przedziera się przez puszczę. Tylko co się stanie, gdy okaże się, że Ren to tak naprawdę indyjski książę, który został przeklęty? Czy Kelsey zgodzi się pomóc mu zdjąć klatwę i zyskać przychylność bogini Durgi? Przed parą wiele niebezpieczeństw, zadań i przygód. Między nią, a błękitnookim tygrysem pojawi się uczucie, tylko czy będzie ono w stanie to przetrwać?

"Zakochanie się w nim byłoby jak skok do wody z wysokiego klifu: mogłoby się okazać albo najbardziej emocjonującym, co mi się kiedykolwiek przytrafiło, albo najgłupszym błędem jaki w życiu popełniłam. Sprawiłoby, że miałabym po co żyć, albo roztrzaskałoby mnie o skały i połamało na zawsze."

"Klątwa tygrysa" to książka, która prawdę mówiąc przyciągnęła mój wzrok czarującą okładką. Jest na niej przedstawiony tygrys - biały tygrys z niezwykłmi oczami i hipnotyzującym wzrokiem. Sam opis książki nie zachęcił mnie zbytnio do przeczytania - no może jedynie motyw tygrysa, który niezwykle rzadko przewija się we współczesnej literaturze. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia i prezenty przyniosły mi pierwsze trzy tomy tej serii. 

Rozpoczynając czytać lekturkę, byłam nieco zawiedziona - pierwsze kilka stron naprawdę zanudza, ale już później pojawia się Dhiren i robi się coraz ciekawiej, dlatego warto się przełamać i dotrzeć do dalszej treści.
Powiem krótko - książka jest wspaniała! Dobrze wyważone opisy, niezwykle ciekawie i barwnie ujęta kultura indyjska, nawiązania, zwroty i symbole bardzo mi się spodobały. "Klątwa tygrysa" wręcz przyssała się do mojego serca i szybko ją "pochłonęłam". Nie mogłam się doczekać następnych wydarzeń, bo ta część zostawia nam wiele pytań.

"Klucz do szczęścia to starać się wykorzystać to, co przyniesie los, i być za to wdzięcznym."

Fabuła nie jest do końca przewidywalna - koniec książki był dla mnie wielkim i co prawda bolesnym zaskoczeniem. Autorka wykreowała zupełnie inną powieść - nie ma w niej nic o wampirach i wilkołakach, a mimo to, ma wątek fantastyczny, który bardzo mi się spodobał. Pokochałam tę książkę i polecam ją każdemu fantaście. <3 Dobra treść, świetna fabuła, akcja, niezwykłe postacie i kultura indyjska to ciekawe połączenie. W dodatku ta książka jest kopalnią bardzo interesujących cytatów.  :)

Iadala :)



piątek, 25 lipca 2014

"Kilka słów o..." #10

Kilka słów o... Pisaniu własnych opowiadań na blogach i forach


Pisanie własnej opowieści... Pewnie każdy, kto jest zapalonym książkomaniakiem, kiedyś wpadł na pomysł napisania czegoś "swojego". Nieważne, czy to był fanfick, opowiadanie, tak zwana krótka, bez dokończenia "miniaturka", czy cała książka. Po prostu chciał coś napisać, może marzyła mu się kariera pisarska, może próbował tego jako hobby, czy po to, aby poćwiczyć swoje słownictwo... A może po prostu chciał zobaczyć, jak to jest... Czy ma talent, czy wręcz przeciwnie. Według mnie to świetny pomysł, każdemu polecam spróbowania własnych sił w amatorskim pisarstwie, ale na początek, chciałam udzielić czegoś, co mało kto lubi - paru rad.


Pozwólcie, że zacznę od swojej, długiej, wzruszającej opowieści (takiej, jaką dają ci źli, zanim podejmą próbę zabicie tych dobrych). Swoją przygodę z pisarstwem zaczęłam na dwa sposoby na raz - na papierze i do internetu. Zacznę od tej drugiej - czytałam po raz któryś sagę Harry Potter, kiedy wpadł do mojej łepetyny pewien pomysł - czemu by nie napisać coś swojego, dziejącego się w świecie HP?! I to w dodatku z własną, wymyśloną postacią? Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to jest fanfick, a od razu, tuż po wymyśleniu imienia dla mojej stworzonej bohaterki, poleciałam do komputera, aby utworzyć bloga. Znalazłam zdjęcia, motyw, wszystko fajnie, tylko, że...

No właśnie - tylko brakowało dobrego tekstu, interpunkcji, stylistyki (miałam wtedy z 12 lat, mój pierwszy pisany tekst itp.)... Pomysł po jakimś czasie też uleciał. Ale ja o tym nie wiedziałam. Wadą pisania na blogach jest to, że ciężko jest trafić na kogoś, kto cię skrytykuje, ale ujmując to tak, żebyś wiedział co robisz źle i jak to naprawić. Dlatego, jeśli zaczynasz swoją pisarską przygodę, albo: 
  • Nie rób tego na blogu - tylko najlepiej na forum pisarskim;
  • Jeśli już musisz, znajdź sobie dobrą, doświadczoną betę, która nie tylko poprawi ci błędy, ale też, w ich miejsce da parę słów od ciebie, bądź zaznaczy to, co jest źle i da wskazówki, jak to masz poprawić. Do tego jest raczej ogólnodostępna, tzn. nie znika na parę miesięcy, z twoim, niesprawdzonym rozdziałem Ja, na moje szczęście trafiłam na taką osobę, ale dopiero później, a szkoda. Mogłam mieć lepszy "wylot z gniazda". 

Jak już wspomniałam wcześniej, pisałam też na papierze, dzięki czemu mogłam bardzo łatwo i szybko dawać komuś coś do przeczytania, jednakże po jakimś czasie, tak jak i na blogu, znudziło mi to się. Potem jeszcze założyłam nowego, z innym fanfiction, gdzie trafiłam na pierwszą betę, niestety, jej pomoc polegała tylko na tym, że wysyłała mi sprawdzony tekst, bez żadnych uwag, zaznaczenia błędów itp. Ja, jako przedstawiciel osoby leniwej, nawet nie zaglądałam, co i czy w ogóle poprawiła. Dopiero na forum, zaproponowała mi pomoc beta, która mi bardzo pomogła. Na początku nieco mnie irytowały jej uwagi (człowiek nie lubi być krytykowany ), ale z czasem jakoś zaczęłam podchodzić do tego z dystansem. Dzięki niej teraz wiem bardzo dużo o interpunkcji w tekstach pisanych na komputerze, stylistyce, poprawiłam swój styl i w ogóle. Poza tym zawsze służyła radą i wiedzą (była chyba o jakieś 5 - 7 lat starsza). Pomogła mi w ficku o wojnie, co byłoby możliwe, a co nie, podzieliła się swoją wiedzą o truciznach itp. Nie utrzymuję z nią kontaktu, bo nasze konwersacje dotyczyły tylko tematów, rad i sprawdzania ficków, ostatnio ciągle jej nie było, a jakiś czas wcześniej stwierdziła, że beta nie jest mi już potrzebna, więc tak jakby nasz kontakt się urwał. Mimo to, bardzo jestem jej wdzięczna, że dzięki niej wyrwałam się ze strefy beznadziejnych fanficków, pisanych na bezkrytycnych blogach, czy ostro krytykujących forach. Takich bet, to ze świecą szukać. :c


To jest moja historia - teraz was wszystkich porozstrzelam. xD Albo nie - może dodam parę słów podsumowujących i rady w skrócie, o ile was wcześniej nie zanudziłam. Tak, więc - jeśli dopiero zaczynacie, a boicie się krytyki i nie chcecie się w tym rozwijać, za to pływać w przesłodzonych pochwałach - idźcie z tym na bloga. Od razu mówię, że nie mam nic przeciwko blogom z opowiadaniami - wręcz przeciwnie! Jednak, jeśli o mnie chodzi, poleciłabym je komuś z większym doświadczeniem pisarskim. Zaś co do forum - to już inna sprawa. Naprawdę warto tam iść z opowiadaniem, jeśli chcecie się czegoś nauczyć. Na niektórych forach krytykują strasznie, na innych nieco mniej - cały sęk w tym, że trzeba się na tą krytykę przygotować i nie brać jej, a zamiast to rady (które nie wszyscy niestety dają, ale to już inna sprawa) do serca. No i łatwiej tam znaleźć dobrą betę. :)


Podsumowując - jeśli zaczynasz i zamiast bety, wolisz iść na własną rękę to:
  • Sprawdzaj zawsze błędy w swoich tekstach (robi to za ciebie Word, ale jeśli, tak jak ja, go nie posiadasz, możesz skorzystać z Writera). Oczywiście każdemu zdarzają się pewne literówki, jak pisze szybko, więc sądzę, że na to, przeciętny czytelnik powinien przymknąć oko, w przeciwieństwie do bardzo rażących błędów ortograficznych.
  • Zaprzyjaźnij się z interpunkcją - to nie jest wcale takie trudne. Trzeba tylko strzelać wszędzie (ale tam gdzie trzeba!) przecinkami i spacjami. Nie będę się tu rozpisywać, bo na całą interpunkcją potrzebowałabym chyba osobnego posta. ;D
  • Nie wysyłaj tuż po napisaniu nowego rozdziału w internet. Daj mu trochę w swoim schowku poleżeć, przemyśl wszystko, przeczytaj jeszcze raz - może zmienisz zdanie, znajdziesz błędy, albo dojdziesz do wniosku, że ta historia jednak nie trzyma się kupy? Nic się tekstowi nie stanie, a tym może znajdziesz coś, czegoś wcześniej nie dostrzegałeś w swoich tekstach 
  • Pamiętaj, że jeśli nie piszesz na blogu, jesteś bardziej wystawiony na mniej, lub bardziej ostrą krytykę. Nie ignoruj jej, ale też nie załamuj się i nie rezygnuj z pisania, tylko dlatego, że jakiemuś hejterowi się nie podoba. Każdy ma swoje zdanie, nikt nie jest idealny, no ale bez przesady. :) 
  • Zawsze, zanim opublikujesz chociażby prolog, rozpisz sobie gdzieś na papierze, czy w prywatnych, komputerowych notatkach, całą historię, od początku do końca, najlepiej bezokolicznikowo, czy jak plan wydarzeń - będzie szybciej. :) I rób notatki - plan budynków, kto ma/ będzie miał jaki zawód, imiona przyszłych kochanków itp. Dzięki temu, pisząc wcześniejsze rozdziały, będziesz pamiętał, aby umieścić, że Kaśka ma alergię na orzechy, jeśli pod koniec chcesz, żeby nagle miała atak. I nie napiszesz raz, że kwiaciarnia jest dwa domy dalej, a parę rozdziałów później bohater będzie tam szedł przez cały dzień. ;)
Na tym kończę swój słowotok - powodzenia przyszli pisarze! :)

/Lana

środa, 23 lipca 2014

Liebster Blog Award - Iadala :)

Witajcie! :)

Dzisiaj trochę inny rodzaj postu, albowiem zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Lost in Dreams! (http://books-myworld.blogspot.com/) Bardzo dziękuję za nominację :)

Teraz czas na pytania, jaka droga Lost in Dreams wymyśliła:

1. Co Cię inspiruję? 
Szczerze mówiąc - prawie wszystko. Może to banał, ale potrafią mnie inspirować różne rzeczy, począwszy od tekstów piosenek, przez wypowiedzi ludzi wokół mnie, aż po różne widoki, krajobrazy, przedmioty. Kiedyś do pisania zainspirował mnie nawet ból gardła! Tak, wiem, jest to bynajmniej dziwne, ale czy ktoś mówił, że jestem normalna...? ;)

2. Gdy czytasz książkę/oglądasz film jacy bohaterowie są Ci najbliżsi? Jakie mają charaktery?
Mojemu sercu najbliższe są nieśmiałe osoby, mające rozbudowany, ciekawy, lecz mocno skryty charakter. Dlaczego? Cóż, sama taka byłam przez większość swojego życia, dopiero niedawno zaczęłam otwierać się na świat.

3. Kiedy pada deszcz uważasz, że dzień jest stracony, czy może masz pozytywne nastawienie? 
To zależy od dnia! Gdy nieraz wstaję i widzę szare bloki, ulewę i grafitowogranatowe niebo, to nie mam sił na nic... Najlepiej byłoby wrócić do ciepłego łóżka i nie wstawać, dopóki nie wyjdzie słońce. A czasem, potrafię stać w deszczu z uśmiechem na ustach. :) A wieczorne burze, czy ulewy kocham! Najczęściej wychodzę wtedy na balkon, wystawiam ręce za balustradę i wystawiam twarz w stronę lecących kropli. To takie moje małe zboczenie. ;)

4.  Jak najchętniej spędzasz wolny czas? 
Mam wiele opcji: czytanie, pisanie, słuchanie muzyki, spotkania z przyjaciółmi, wypady na basen, spanie, siatkówka, spacery po mieście i... zadania z chemii (tak, jestem dziwna i tak, lubię chemię). :)

5. Co pomaga Ci się skupić, a co Ci przeszkadza? 
Jeśli potrzebuję naprawdę mocno się skupić, to potrzebuję ciszy, bądź cichej muzyki. Generalnie mam podzielną uwagę i przeważnie ucząc się, obok siebie mam komputer z włączonym facebook'iem, w tle włączony telewizor (najczęściej Polsat Sport HD, bądź Polsat Sport Ekstra HD xd - bądź każda inna stacja, jeśli jest tam tylko transmitowana siatkówka) i milion innych rzeczy, a mimo to, uczę się doskonale. :)

6. Czy jesteś osobą ambitną?
Jak cholera! (Przepraszam za wyrażenie. ^.^) Jestem strasznie ambitna, praktycznie we wszystkich strefach życia. Uwielbiam być najlepsza we wszystkim co robię (taka ślizgońska cecha), jednak przeboleję porażkę. ;) 

7. Pięć tytułów książek, lub filmów, które twoim zdaniem zasługują na szczególną uwagę.
"Szukając Alaski" - John Green
"Gra Endera" - Orson Scott Card
"Wyścig Śmierci" - Maggie Stiefvater
"Numery" - Rachel Ward
"Cienie na księżycu" - Zoë Marriott 

8. Jaki kraj, lub nasze rodzime zabytki budzą twoją ciekawość i chciałabyś poznać je bliżej?
Moim marzeniem jest wyjazd do Indii, Australii i Rosji. Czy się uda? Nie wiem... 
Z krajowym perełek, chciałabym zwiedzić Wrocław (za rok powinno się ziścić), bardziej poznać Warszawę, Poznań, Bydgoszcz ^.^

9. Jesteś typem marzyciela, czy twardo stąpasz po ziemi?
Staram się twardo stąpać po ziemi, bo życie mnie już mocno doświadczyło, jednak mam w sobie nutkę marzyciela. Czasem mam różne "wizje" swojej przyszłości, takiej jaka mi się marzy. :)

10. Gdyby ktoś zaproponował Ci podróż dookoła świata w 80 dni, wyruszyłabyś? Dlaczego tak/nie?
Tak. Zdecydowanie, tak. Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji do wyjazdów za granicę, nie byłam nigdzie dalej niż Czechy, czy Słowacja. Jestem ciekawa świata i od lat marzy mi się taka podróż!

11. Czy chciałbyś zamieszkać gdzieś poza Polską?
Szczerze - nie wiem. Nigdy nad tym nie myślałam. Co prawda czyniłam plany np. lepszej nauki języka, gdybym gdzieś wyjechała, ale raczej nie byłby to wyjazd do końca życia...



Nominuję:

Marcela Pomper - Books are the mirror of soul
Oxuria - Oxu
Elfik Book - Lustrzana nadzieja
Aidê - Listy do Pani M.
Zakochana Księżniczka - Zakochana w treści
Sylwia Tylkowska - Moje spojrzenie na kulturę
i wszyscy, którzy chcą dołączyć! :)

PYTANIA!

1. Od jakiego czasu jesteś "książkoholikiem"?
2. Jakie książki najchętniej czytasz i dlaczego?
3. Lubisz chodzić do kina? 
4. Ostatni film jaki obejrzałaś, to...? Jak ci się podobał?
5. Co sprawia, że na twojej twarzy pojawia się uśmiech?
6. Czy jesteś idealistą?
7. Twój sposób na nudę...?
8. Jak powstał pomysł założenia bloga?
9. Co cię inspiruje do pisania postów?
10. Jaki jest twój ulubiony bohater książkowy?
11. Pięć książek które poleciłabyś każdemu, to...?


_________________________________
Co sądzicie o takich akcjach, jaką jest LBA?
Czekam na wasze komentarze! :)
Pozdrawiam, Iadala



poniedziałek, 21 lipca 2014

Książka pod lupą #11 - "Szukając Alaski"


John Green - "Szukając Alaski"

"Tak wielu z nas musiało żyć z tym, co zrobili, bądź z tym, czego nigdy nie zrobili. Z tym, co się nie udało, z tym, co w danej chwili wydawało się właściwe, ponieważ nie potrafiliśmy przewidzieć przyszłości. Gdybyśmy tylko potrafili dostrzec niekończący się ciąg konsekwencji naszych najmniejszych czynów. Jednak nie możemy wiedzieć więcej - do czasu, aż taka wiedza stanie się bezużyteczna."

"Porównywany z przełomowym "Buszującym w zbożu" J.D. Salingera literacki debiut Johna Greena to powieść o myślących i wrażliwych młodych ludziach. Zbuntowanych, szukających intensywnych wrażeń i odpowiedzi na najważniejsze pytania: o miłość, która wywraca świat do góry nogami, o przyjaźń, której doświadcza się na całe życie.
Niezapomniana opowieść o odkrywającym życie Milesie zakochanym w szalonej, zbuntowanej Alasce, dzięki której odnalazł Wielkie Być Może – czyli najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości."

Kolejna powieść Johna Greena, została porównana do genialnego "Buszującego w zbożu" (Którego nie miałam okazji, jeszcze przeczytać...) i muszę stwierdzić, że prawdopodobnie zasługuje na ten tytuł. Tym razem autor, pokazuje nam normalną młodzież, ale czy do końca jest ona taka zwyczajna?

Głównym bohaterem jest Miles Halter, szesnastolatek, omamiony marzeniami, wiodący do tej pory życie samotnika, wreszcie wyruszający do rygorystycznej szkoły Culver Creek, w poszukiwaniu własnego Wielkiego Być Może. Czym ono jest? Na razie tego nie wie. Ma być to po prostu najlepsze przeżycie rzeczywistości, zmieniające cel jego życia. Miles, szybko zapoznaje się ze swoim niskim, ale niezwykle żywiołowym współlokatorem - Pułkownikiem - oraz jego przyjaciółmi Takumim, Larą i piękną, urzekającą Alaską Young, otrzymując jednocześnie wspaniały pseudonim "Klucha".

"- Dlaczego palisz tak cholernie szybko? - zapytałem.(...) Uśmiechnęła się, rozradowana jak dzieciak w ranek Bożego Narodzenia i rzekła:- Wszyscy palicie dla przyjemności. Ja palę po to, aby umrzeć."

Nastolatkowie nie boją się łamać regulaminu, a Klucha po pewnym czasie przełamuje swoje opory przed wejściem w "złe towarzystwo" - jakby to nazwali jego rodzice. Picie, palenie, głupie żarty, łamanie ciszy nocnej, przebywanie w zakazanych pokojach to codzienność. W tym miejscu można by pomyśleć - czyżby miałaby być to kolejna książka o nudnym życiu, przeciętnych nastolatków? Jednak po tak wybitnym erudycie, jakim jest, przynajmniej według mnie, John Green, możemy oczekiwać czegoś więcej - i oczywiście dostajemy to!

"Szukając Alaski", mimo tego, że na początku nie do końca to widać, jest wspaniałą, refleksyjną, pełną życiowych prawd i przemyśleń, powieścią. Brnąc coraz dalej, w kolejne strony tekstu, treść coraz bardziej nas wciąga. Pierwsza połowa - PRZED - jest zdecydowanie lżejsza, a - PO - bardzo mocno naładowana podłym, smętnym nastrojem, ale też wieloma refleksjami. Czym jest nasz labirynt cierpienia? Jak się z niego wydostać? Jaką wagę odgrywa miłość, przyjaźń i religia w naszym życiu? Czy niefortunne zdarzenie z przeszłości, problemy rodzinne, brak akceptacji, niezrozumienie, uprzedzenia mogą mieć wpływ na twoje życie, bądź śmierć? Czym jest nasze Wielkie Być Może? Czy warto dążyć do jego odnalezienia? Jakie tajemnice może skrywać pozornie szczęśliwa Alaska? 

"Budda twierdził, że przyczyną cierpienia jest pożądanie i że gdy ustaję pożądanie, ustaje cierpienie."

John Green, jak zwykle stawia nas przed niezwykłymi, trudnymi pytaniami, które mogą nas porządnie zagnieść emocjonalnie i psychicznie. Całą książkę, przeczytałam z małymi przerwami, cierpiąc po niej przez trzy tygodnie na "kaca moralnego i książkowego". Początkowy nastrój książki jest niezwykle łatwy w odbiorze, autor pokazuje swój oryginalny humor, jednak później jest coraz bardziej poważny i zmuszający czytelnika do refleksji. "Szukając Alaski" to według mnie książka dla dojrzałych emocjonalnie odbiorców, którzy będą zdolni docenić mocny, głęboki warsztat twórczy Greena, poruszający morale osób, potrafiących zrozumieć ukryte motywy, oraz kolejna kopalnia wspaniałych cytatów, mających niezwykły wpływ na czytelnika. Powieść polecam każdemu, chociażby, po to, aby zapoznać się z ciekawym, oryginalnym stylem Greena, by powoli uświadamiać sobie okrutność życia oraz to, że niektórzy są jedynie pozornie szczęśliwi... Na sam koniec, moich nocnych wypocin, zostawiam was z pytaniem, z tej fascynującej lektury:

"Jak ty-właśnie ty-zamierzasz wydostać się z tego labiryntu cierpienia?". 



___________________________________________________
Mam nadzieję, że recenzja się wam spodobała. :)
Jeśli przeczytałeś - skomentuj, doceń naszą pracę. :)

Tekst opublikowany również na moim blogu. 
Pozdrawiam, Iadala

sobota, 19 lipca 2014

"Książki z nieznanej półki" #5

Patrick Süskind - ,,Pachnidło. Historia pewnego mordercy"



Znając siebie, nigdy bym nie wypożyczyła tej książki. Już okładka dała mi do myślenia, że jest to kolejne nudne powieścidło, którego akcja odgrywa się na francuskim dworze, co jednak nie okazało się prawdą. Moja bibliotekarka poradziła mi, abym ją jednak wypożyczyła. Zrobiłam to niechętnie, ale już po pierwszych stronach przekonałam się, że ta książka jest genialna.

Sam autor w moich oczach okazał się wspaniałą osobistością. Pan Süskind, jako osoba unikająca światła fleszów oraz wywiadów, których udzielił niewiele, wielokrotnie odmawiał przyjęcia takich nagród literackich jak chociażby Nagrody Gutenberga, Nagrody Tukana, czy Nagrody Literackiej FAZ (Frankfurter Allgemeine Zeitung). Autor ten utożsamia się z postacią główną swojej wybitnej powieści, ponieważ zupełnie jak Jan Baptysta Grenouille, bohater ,,Pachnidła", obnosi się ze swoim sukcesem w samotności, nie potrzebując poklasku innych ludzi. Jednak Grenouille robił tak z powodu nienawiści do nas – ludzi, słabych istot. A Patrick Süskind? Niewiadomo.

Akcja utworu odgrywa się w XVII-wiecznej Francji. W najbardziej śmierdzącym zakątku owej metropolii – pomiędzy ulicami aux Fers i de la Ferronnerie, a mianowicie na Cmentarzu Niewiniątek w Paryżu, 17 lipca 1738 roku przyszedł na świat Jan Baptysta Grenouille, którego matka zostawiła na śmierć zaraz po porodzie. Miał wiele mamek, albowiem żadna nie mogła się przyzwyczaić do jego osobliwej cechy, jaką był brak zapachu. Grenouille był wyjątkowy, choć nie odznaczał się urodą, a niepospolitym zmysłem węchu, za pomocą którego odkrywał świat. Młodzieniec, poznawszy wszystkie zapachy, jakie można spotkać w całym Paryżu, począł poszukiwać zapachu najwspanialszego. Uczył się u mistrzów perfumiarskich, pragnąc poznać sposób na zamknięcie w butelce wonności nad wonnościami, która miała pochodzić z dziewiczego kobiecego ciała. Poszukując doskonałego dziewczęcego zapachu stał się mordercą...

W tej książce podobał mi się najbardziej chyba po prostu sposób, w jaki autor ukazał świat przedstawiony. To musiało być niesamowicie trudne opisywać wszystko w taki sposób, aby czytelnik potrafił sobie wyobrazić wszystko za pomocą opisywanych zapachów. To fenomen w literaturze. Oryginalna koncepcja autora sprawiła, że książka pachnie nader świeżo. Każdy znajdzie coś dla siebie w tej książce: czytelnicy spragnieni fabuły – efektowną, ,,mocną" akcję; miłośnicy powieści – proze więcej niż perfekcyjną; odbiorca skłonny do refleksji – głęboką przypowieść.

Książka ta znalazła się szybko na liście moich ulubionych, która, nawiasem mówiąc, jest dość krótka i zwięzła. Wybija się ponad przeciętność i to sprawia ją tak wyjątkową i wartą przeczytania. Myślę, że każdy fan dobrej literatury powinien odbyć podróż po historii pewnego wyjątkowego mordercy.

/Isa

Drogi czytelniku! 
Jeśli przeczytałeś tą recenzję, zostaw po sobie ślad :)
Napisz co o niej sądzisz w komentarzu :)
Dziękujemy!

czwartek, 17 lipca 2014

"Kilka słów o..." #9

Czołem Kochani!

Cały dzisiejszy dzień zastanawiałam się o czym napisać. No i wreszcie mnie natchnęło! Chciałabym poruszyć temat dość nietypowy, ale także związany z książkami. Otóż ta rzecz, to zaznaczanie strony gdy czytamy książkę. Ja osobiście lubię korzysta z zakładek, lecz znam też takie osoby które mogą zaznaczać strony pierwszą lepszą rzeczą jaka im wpadnie w ręce lub nawet zaginać rogi kartek. Jestem nauczona przez moją nauczycielkę z polskiego, że nie zaginamy rogów, bo książka się niszczy. Chociaż muszę przyznać, że nie jestem święta, ponieważ zdarza mi się czasami zagiąć karteczkę. 

W moim krótkim, lecz ciekawym, życiu przeczytałam już nie małą liczbę książek i zawsze miałam do tego zakładki. Czy to dostawałam w prezencie, czy była już razem z kupowaną przeze mnie książką, lecz zawsze mi towarzyszyła. Niedawno pojawiła się moda na zakładki z magnesem. Są one poręczne i do tego nie spadają ze strony. Ja osobiście je uwielbiam! Polecam, są bardzo ładne i kolorowe w księgarni Matras. Ale, ale... To przecież nie jest historia o mnie i moich zakładkach. Moim zadaniem jest zachęcić Was do używania ich. 

Kilka powodów dla których powinniście korzystać zakładek:­ - są ładne i wygodne - książka się nie niszczy - nie trzeba szukać strony po całej książce (jeżeli nie używacie zakładek tylko zapamiętujecie numery stron). To tylko kilka z powodów, dlaczego zakładki są potrzebne książkom. Nie możemy również zapomnieć o tym, że czasami przy okładce jest tak zwane ,,skrzydełko'' które pozwala nam też zaznaczać strony. Często na tym skrzydełku jest opis książki, kilka informacji o autorze, cytat z danej powieści lub recenzje czytelników.Jednak ja jestem wierna moim ukochanym zakładkom i przy nich zostanę już chyba na zawsze. Ale tak naprawdę to myślę, że nie liczy się to jak zaznaczamy książki, lecz to że mamy wspólną pasję, czyli czytanie ich. <3

Tak przy okazji macie zdjęcie moich zakładeczek. :D


To dopiero mój drugi wpis na tego bloga, ale myślę, że jak znajdę czas na pisanie to coś jeszcze Wam prześlę. <3 A na razie przesyłam Wam tylko buziaki i życzę Wam miłego dnia. :*

~Lena :)

niedziela, 13 lipca 2014

"Kilka słów o..." #8

Kilka słów o... blogu recenzenckim oraz Mirror of soul :)


Dzisiaj trochę inny rodzaj notki - w ramach chęci przybliżenia czytelnikom pracy bloggera, który prowadzi blog recenzencki i współpracuje z wydawnictwami, przeprowadziłam wywiad z Marcelą, z bloga Books are the mirror of soul! :)

Nie przedłużając, przedstawiam wam moją rozmowę z Mirror!

__________________________________


1. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem i skąd wziął się pomysł na założenie bloga z recenzjami?

Moja przygoda z blogowaniem zaczęła się jeszcze przed założeniem bloga recenzenckiego, wtedy to pisałam opowiadanie i fanfik. Ale czułam, że to jednak nie moja bajka. Już wtedy uwielbiałam czytać - rodzice wychowali mnie na bajkach, potem coś ciężko mi było zaprzyjaźnić się z literaturą, ale jak widać teraz przyjaźń kwitnie.

Założenie bloga z recenzjami to był spontaniczny pomysł - kiedy odkryłam serwis lubimyczytac.pl i poznałam osoby prowadzące blogi (wcześniej nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje), pewnego wieczora stwierdziłam, że i ja chcę w ten sposób zachęcać do czytania nie tylko znajomych ale i innych, polecić czy odradzić komuś lekturę czy po prostu napisać co sądzę o danej książce. I jak widać udało się. :)


2. Skąd pomysł na tak oryginalną nazwę bloga?

A to drugi spontaniczny pomysł! Wpisywałam kilka kombinacji i każda była już zajęta, po którymś tam razie stwierdziłam, że trzeba znaleźć coś innego. A że akurat uczyłam się przysłów z angielskiego, i spodobało mi się: “Eyes are the mirror of the soul...”, które jak się okazuje jest cytatem z książki autorstwa Paula Coelho. Zamieniłam tylko słowo "oczy" na "książki" i powstała nazwa bloga jak i skrót do Fan Page'a: Mirror of soul. Zbieg przypadków sprawił, że nazwa świetnie pasuje do mojego charakteru i szczypty tajemniczości - a o to mi chodziło. :)

3. Nazwa świetnie pasuje! Wiele osób, na pewno zastanawia się, czy prowadząc samemu tak, znanego i świetnie prosferującego bloga, ciężko jest pogodzić np. naukę, życie towarzyskie itd... Jak Ty sobie z tym radzisz?

Miło mi, że i ktoś inny tak sądzi Ależ mi słodzisz Droga Olu! Wracając do pytania - wiele osób z mojej szkoły o to pyta. Na wszystko znajdę czas, zwłaszcza, że działam w kilku organizacjach i portalach - można mnie teraz wyśmiać. Ale da się wszystko ogarnąć - naukę zwykle odkładam na późno - nocne godziny i jakoś na oceny na koniec roku nie narzekam. Ze znajomymi też się spotykam, czy rozmawiam przez telefon. Ogólnie jeśli mam coś zrobić, to potrafię siedzieć do rana, byleby wszystko było. A, że jestem osobą, co robi na ostatnią chwilę wszystko - często tak się dzieje. Czyli w skrócie moje życie biegnie spokojnie, optymistycznie i czasem spontanicznie. 

4. Obecnie współpracujesz z wieloma autorami i wydawnictwami. Od kiedy zaczęłaś współpracować z wydawnictwami? Czy dajesz radę, mając tak wiele obowiązków?

Nazbierało się tego przez ponad rok troszeczkę.  Hm... z tego co pamiętam to jakoś w kwietniu, czyli 2 miesiące po założeniu bloga dostałam wiadomość od autorki "Arisjańskiego fioletu" - Poli Pane z taką propozycją. A kilka dni później od Wydawnictwa Borgis z pytaniem o współpracę. Ale szczerze przyznam, że na początku musiałam czerpać z rad starszych koleżanek po fachu, bo nie wiedziałam, że coś takiego jak współpraca z wydawnictwem czy egzemplarz recenzencki istnieje. Teraz jednak "nastały nowe czasy", bo wielu bloggerów o tym mówi i pisze. Bardzo jednak się cieszyłam i nadal cieszę, że wydawnictwa i autorzy mi ufają i powierzają swoje perełki. Co do dawania rady, to jakoś sobie daje - bywają miesiące, gdy niestety ciut muszę zwolnić z czytaniem, bo są inne sprawy, ale ogólnie to wyrabiam na wszystkie terminy.

5. Taka współpraca, to na pewno wspaniała sprawa - masz wielki dostęp do różnych książek. Jakie się zalety, a jakie wady współpracy recenzenckiej?


Oj zgadzam się z Tobą - rzecz wspaniała i cenna, bo niestety, gdybym miała kupować wszystkie książki, które mnie interesują, pewnie teraz by mnie tu nie było, bo tonęłabym w długach. xD

Zalety takiej współpracy, to jak już powiedzieliśmy - dostęp do skarbnicy książek takiego wydawnictwa, możliwość otrzymania książki przed jej oficjalną premierą, współpraca z przemiłymi ludźmi, co warto powiedzieć otwarcie - otrzymujemy je za darmo, no i oczywiście wydawca nie wymusza na nas, że jeśli ofiaruje nam książkę, wychwalamy wniebogłosy, bo to dostaliśmy - wydawca daję wolną rękę co do opinii no i oczywiście książka przechodzi na naszą własność, więc możemy zrobić z nią to, co nam się żywnie podoba.

Wadami natomiast jest termin, w jakim recenzent musi napisać recenzję, czas jaki poświęcamy na przeczytanie dzieła, czasem nawet wpychanie na siłę lub bez naszej wiedzy dodatkowych powieści, której nie mamy ochoty przeczytać (ale to zdarza się raz na milion).

Jest to więc rzecz bardzo miła, ale trzeba też wziąć wszelaką odpowiedzialność i mieć umiar. Bo jakbym miała pozamawiać z tuzin książek do recenzji - to coś czuję, że fizycznie bym nie wyrobiła.


6. Dokładnie! Myślę, że bloggerów, może zainteresować też fakt, jak zdobyłaś tak liczne grono obserwujących, czy też fanów na fanpage'u. Czy reklamowałaś gdzieś swojego bloga, starałaś się go rozgłosić, czy poszłaś, na tzw. "spontan" - co będzie, to będzie? 

Z tego co patrzę, to chyba całe to moje blogowanie to spontan i tzw. co będzie, to będzie Jakoś wielce nigdzie tego nie rozgłaszałam, po prostu czytałam blogi innych, komentowałam wpisy. Nic po za tym. Dużą reklamę jednak daje udostępnianie prze autorów czy wydawnictwa recenzji - możliwe, że nowe osoby wchodzą... i czasem zostają na dłużej Nadal się zastanawiam, że tyle osób ze mną wytrzymuje! I to tak długo... Ale dzięki np. niektórym wpisom poznałam wielu obecnych znajomych i przyjaciół, i często na wzajem się wspieramy. Taka jedna wielka rodzina. :)

7. Teraz pytanie typowo czytelnicze. Co najchętniej czytasz i co poleciłabyś naszym czytelnikom?

Jak można zauważyć w większości jest to literatura fantastyczna, ale też czytam dużo książek typowo młodzieżowych, jak i romansów. Jednak, jeśli książka przyciągnie mój wzrok, to z chęcią po nią sięgam, ostatnio np. czytałam pierwszy kryminał, kiedyś nawet sięgnęłam po thriller psychologiczny. Ale na dystans trzymam się od książek historycznych i religijnych - to nie moja bajka niestety. Za to cenie sobie literaturę naszych rodzimych pisarzy - bo i w naszym kraju można znaleźć istne perełki!

A co poleciłabym czytelnikom? Trudny orzech do zgryzienia, przy tak wielu ciekawych książkach... Chyba jednak sami będą musieli spojrzeć i wybrać coś dla siebie z polecanych przeze mnie książek Bo sama musiałabym tu duuużo wymieniać.


8. "Szacunek do książki" - czyli o tym jak ją traktować. Niektórzy rzucają je gdzie popadnie, używają dziwnych zakładek, piszą po kartkach... Co o tym sądzisz i jak sama traktujesz książki?

Taakkk, tu wypowiedzieć by się mogli moi znajomi ze szkoły, których czasem aż szokuję zachowaniem i troską o książki. Mam na tym punkcie poważnego bzika - nie ważę się niszczyć książki np. do szkoły, jak wkładam ją do plecaka jest w 3 kopertach bąbelkowych, by się nie uszkodziła. Dlatego jak patrzę na niektóre książki w bibliotekach, to aż serducho się kraja... Co do innych - jak każdy traktuje książki to jego sprawa, ja wiem, że za moimi do wody bym wskoczyła, by je ratować, pewnie topiąc się przy tym. xD Takie tam zboczenie zawodowe już... A pisanie po książkach uznaję jeśli chodzi o autograf lub dedykację - nie koniecznie od autora, ale tylko w tych przypadkach.


9. Masz jakieś rady, które, mogłabyś przekazać innym bloggerom? Lub osobom myślącym nad założeniem bloga?

Jest jedna rada, którą chętnie się podzielę - jeśli ktoś z Was chciałby założyć bloga, a zastanawia się, analizuje "za" i "przeciw", to niech na chwilkę przestanie tak to postrzegać i niech pożyje chwilą! Spontaniczne decyzje czasem mogą znacząco wpłynąć na nasze życie. Poza tym, warto spróbować - nikt przecież nie ukatrupi Cię potem, za usunięcie bloga. A nuż, widelec Ci się spodoba i będzie to jak w moim przypadku pasja? Ja myśląc tylko o dzieleniu się swoją opinią zyskałam o wiele więcej, jak na przykład wielu przyjaciół i znajomych. Często myślę, co bym zrobiła bez tej mojej spontaniczności... Kilka kroków, a może odwrócić Twoje życie w inną stronę. Po prostu, jeśli to czujesz - nie zastanawiaj się. :) Ot taka złota myśl...

10. Na pewno się komuś przyda. :) Droga Mirror, dziękuję ci bardzo, za poświęcony czas! Życzę ci dalszej, owocnej pracy na blogu!

Ja również dziękuję Ci za propozycję wywiadu, jak i życzę dalszych sukcesów Twojej strony! 


__________________________________


Co sądzicie o słowach Mirror - jako czytelnicy i jako bloggerzy? :)
I jak podoba wam się taki rodzaj notki? 
Czy chcielibyście poczytać wywiady z autorami książek?
Czekam na wasze komentarze!
Iadala

sobota, 12 lipca 2014

"Książki z nieznanej półki" #4

    Tim Davys - "Amberville"

Bohaterami tej zaskakującej, metaforycznej powieści są.... zwierzęta - pluszaki. Pewnego dnia do mieszkania Erica Niedźwiedzia wpada jego dawny szef, gangster Nicholas Gołąb. Nakazuje ustosunkowanemu Ericowi odnaleźć Listę Śmierci: spis pluszaków, które mają zostać zlikwidowane, i wykreślić swoje nazwisko. Inaczej zginie Emma Królik, ukochana żona Erica. Niedźwiedź z grupą starych przyjaciół - Wroną, Wężem i Gazelą - usiłuje wykonać zadanie... Pomysłowa bajka szybko przeradza się w fascynującą i okrutną przypowieść o tym, co słuszne i niewłaściwe, o Złu, Dobru, Bogu i pokrętnej ludzkiej naturze.

Autor ukrywa się pod pseudonimem Tim Davys. Domyśliłam się (nie było to zbyt trudne), że pisze w języku szwedzkim, ponieważ z tego języka przekładał tłumacz. I tyle. Nie wiadomo o nim nic więcej. Można szukać, ale znajdzie się tylko informację, że oprócz tej powieści napisał jeszcze jedną.

Jeśli chodzi o bohaterów to byłam zaskoczona (trochę mało powiedziane), gdy nagle wplecione zostały ich opisy, ponieważ okazało się, że są to pluszaki. Takie, jakie wielu z nas miało w domu w dzieciństwie: wypełnione watą, z plastikowym nosem i wytwarzane w fabrykach. Dla mnie pomysłowym było, żeby nazwiska były gatunkami zwierząt. Wtedy można łatwiej sobie wyobrazić z kim mamy do czynienia nawet bez opisu.

"Krwiobieg życia [...] sprawia, że ciągle się powtarzamy, stajemy się przewidywalni i dzięki temu władzy łatwiej nami manipulować."

Główni bohaterowie to: Eric Niedźwiedź, Sam Gazela, Tom-Tom Wrona i Marek Wąż. Ten pierwszy jak dla mnie był trochę stłamszony (może to niezbyt odpowiednie słowo) przez swoją żonę. Wykonywał każde jej polecenie i rozwodził się na tym jak to on ją kocha. Nie spodobał mi się zbytnio. Kolejny z bandy, czyli Sam to sadystyczna męska prostytutka na dodatek uzależniony od leków. Muszę przyznać, że nie był najgorszy, a nawet jeden z lepszych bohaterów tej książki. Może trochę tchórz, ale wybaczam mu to. Następny to Tom-Tom Wrona. Gdy Eric przyszedł prosić go o pomoc ten siedział w domu handlowym w dziale szycia i zajmował się układaniem igieł według wielkości oczek. To niezbyt dobre zajęcie dla kogoś kto potrafi podnieść morsa i rzucić nim przez długość pomieszczenia, ale cóż... On najbardziej zaskarbił sobie u mnie sympatię. Może czasami był trochę głupawy i nieporadny, ale polubiłam go. Nawet nie do końca wiem za co. Ostatni i niewątpliwie ze skomplikowaną osobowością, czyli Marek Wąż. Jak te gady mają w zwyczaju jest przebiegły, sprytny i inteligentny. Na każdą sprawę patrzy przez pryzmat swojej korzyści. Nie było łatwo przekonać go do uczestnictwa w akcji, ale podstępem się udało.

"- Co to jest zło? [...]
- Coś, co powoduje ból w sercu. [...] Zło to coś, co powoduje ból w sercu, w środku. Ten, kto chce dla ciebie źle, sprawia, że jest ci smutno, a im bardziej jesteś smutny, tym więcej zła jest w tym, kto chce zadać ci ból."

Fabułę, która momentami była dla mnie nudna jak flaki z olejem, urozmaicały pojedyncze wstawki w postaci podobnej rozdziałom. Swoje myśli i spostrzeżenia przekazywali tam drugoplanowi bohaterowie. Były tam więc opinie m. in. Emmy Królik, twórcy Listy Śmierci oraz Teddy'ego Niedźwiedzia. Właśnie części poświęcone temu ostatniemu wydawały mi się najciekawsze. Poznajemy w nich dzieciństwo bliźniaków (Erica i Teddy'ego), a także jego myśli na temat Dobra i Zła.

"Zło nie jest możliwe bez dobra. Zło szuka równowagi, szuka symetrii. Zło ma charakter społeczny, istnieje tylko w relacjach przeciwstawnych. Dobro jest samowystarczalne. Nie potrzebuje nikogo ani niczego. Mogę być dobry ja sam, bez żadnego towarzystwa. Ale by dowieść zła, muszę mieć przeciwnika."

Polecam tę książkę tylko jako czytadło w chłodne wieczory. Dla mnie nie było to jakieś spektakularne dzieło chociaż pomysł był niebanalny. Otrzymuje taką ocenę, a nie inną za te wspomniane wcześniej wstawki, trochę rozwinięcia akcji pod koniec powieści i niektóre wartościowe cytaty.

"Jesteśmy zmuszeni żyć tak intensywnie jak tylko możemy [...], ponieważ nasze dni są policzone. A jednocześnie żyjemy ostrożnie, bo nasze życie po tym życiu zdaje się zależeć od tego, co robimy tu i teraz."

"Każdy sposób jest dobry oprócz tych złych."

~~Bibliofilka


CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :)

czwartek, 10 lipca 2014

Twóczy kącik #1 -

Twórczy kącik, to kolejna odsłona postów na naszym blogu :)
Będą to opowiadania, fanfiction, wiersze, przemyślenia naszych fanów i nas :) Dzisiaj na pierwszy rzut - opowiadanie adminki Ami :) 
Co o nim sądzicie? Czekamy na komentarze!

Niemała rewolucja

Waszym zdaniem, jak długo można znosić upokorzenie? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć,że to zależy od psychiki. W moim przypadku było to półtora roku, więcej nie wytrzymałam. Ostatni raz był właśnie dziś. Do szkoły weszłam jak każdego dnia. Ubrana zwyczajnie, w dżinsy i amarantowy sweterek. Zeszłam do szatni i zobaczyłam, że na mojej szafce wisi kartka z napisem: "CHCESZ SIĘ ZABAWIĆ? SPOTKAJ SIĘ Z TAMARĄ DULEWICZ!". Odczepiłam ją, porwałam i wrzuciłam do kosza. 

Rozebrałam się ze ramoneski, zamknęłam szafkę na kluczyć, włożyłam go do kieszonki spodni, chwyciłam torbę i poszłam pod salę do zajęć artystycznych. Tam siedziała już Fantastyczna Czwóreczka, czyli cztery panienki, które chyba nigdy nie występują w pojedynkę. 

- Tamara, dawaj spisać z matmy! - rzuciła jedna z nich, Natalia. 

- Tak! Już ci daję! A nie, czekaj! Zapomniałam... nie mam ochoty - powiedziałam z dziwną pewnością siebie. 

- Co?! Patrzcie, Tamarka się sprzeciwia - zareagowała Andżelika. 

- Okej! Znajdziemy sobie kogoś innego - wyraziła się Magda. 

- Ale jeszcze tego pożałujesz! - ostrzegała Anita. 

Nie słuchając ich, poszłam, usiąść na schody przy strychu szkoły. Minęło aż 15 minut, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Nie śpiesząc się, poszłam do klasy. Okazało się, że muszę usiąść z Andżeliką. Robiliśmy jakąś pracę plastyczną. Po jej skończeniu należało posprzątać. Więc kto miał to zrobić na naszej ławce? Oczywiście, że ja. Kiedy szłam wylać wodę z kubka i wypłukać pędzle. Za mną Anita "niby" potknęła się i wylała wodę ze swojego kubka na moje nowe dżinsy, robiąc plamę na tyłku, a mój sweterek zdobiły teraz niebieskie bohomazy. 

- Ooo... Bardzo cię przepraszam, Tamara! Ale ze mnie gapa! Spojrzałam na nią wściekła. Ona stała i jeszcze drwiąc ze mnie, udawała, że szczerze przeprasza. 

- A może masz w swojej szafce coś co zakładasz robiąc szybki numerek w łazience? - dodała Anita. O, nie! Teraz to już przesadziła. 

Nie wytrzymałam. Chlusnęłam jej w twarz brudną wodą z kubka, a pędzle rzuciłam na pracę Andżeliki. Sama chwyciłam torbę i wyszłam. Udałam się do łazienki. Zdjęłam okulary i opłukałam twarz. Nawet nie wiem, kiedy łzy zalały ją. W tej wściekłości wyjęłam nożyczki z piórnika i z kucyka do pasa, została 20-centymetrowa kitka. Rozpuściłam włosy, choć nigdy nie robiłam tego w szkole. Okulary schowałam do pokrowca, a założyłam soczewki, których do tej pory używałam tylko na wfie. Zostawały tylko te brudne ubrania. Zdjęłam sweterek , bo pod spodem miałam podkoszulek. Przypomniałam sobie, że w szafce leżą czyste leginsy i bluza na wf. Poszłam do szatni, wzięłam ubrania i kosmetyki, które ta Fantastyczna Czwóreczka podarowała mi z radą, żebym zaczęła ich używać, bo moja twarz wygląda jakby przejechał mnie czołg. 

Wróciłam do łazienki, zamknęłam się w kabinie, przebrałam się i podeszłam do lustra. Wyjęłam kosmetyki i zaczęłam od pomalowania oczu granatowym eyelinerem. Potem tusz do rzęs, delikatny róż na policzki, jasnoróżowa pomadka i gotowe. W odbiciu lustra stała kompletnie nowa dziewczyna. Jasna blondynka z podkreślonymi niebieskimi oczami i idealnymi ustami. Dziewczyna z chudymi nogami w za dużej bluzie starszego brata. - Zajebiście! - podsumowałam w głowie. Znów udałam się do szatni, otworzyłam szafkę i wrzuciłam tam brudne ubrania, okulary w pojemniku i 30 cm ukochanych włosów w pustej torebce foliowej. 

Lekcja skończy się za 5 minut. Potem jeszcze 10 minut przerwy i matematyka. Poszłam do łazienki, znów zamknęłam się w kabinie i przeczekałam 13 minut. Dwie minuty na dojście do klasy wystarczyło. Kiedy wchodziłam do klasy byłam ostatnia, więc przechodząc przez środek klasy robiłam piorunujące wrażenie. W duchu czułam pewność siebie i samozadowolenie. Pani pod czas lekcji spytała mnie, gdzie byłam u fryzjera, bo mam świetnie odcięte włosy. Roześmiałam się i odpowiedziałam: 

- Za sprawą moich najlepszych koleżanek, - tutaj szczerze uśmiechnęłam się do Fantastycznej Czwóreczki - którym serdecznie dziękuję, obcięłam je sobie przed chwilą w łazience. - Uśmiechnęłam się szeroko. Pani była pod wrażeniem, zresztą tak jak reszta tych rozkapryszonych bachorów z mojej. Po powrocie do domu, mama była bardzo zdziwiona, kiedy mnie zobaczyła. Nigdy nie opowiadałam jej co przeżywałam. Jednak dzisiaj wszystko się wydało. Mama była ze mnie dumna i przyznała, że wyglądam bardzo ładnie. Nawet Marcel, mój starszy brat, uznał, że niezła ze mnie laska i pozwolił mi zatrzymać bluzę. Jejciu! Dzisiejszy dzień to była niemała rewolucja.

poniedziałek, 7 lipca 2014

"Kilka słów o..." #7


Witam was bibliofile!

To mój pierwszy wpis na tym blogu, więc proszę, przebolejcie moje błędy i niedopatrzenia. A o czym napiszę? Porozmyślam dziś nad zdaniem „Nie oceniaj książki po okładce.”. Tak, wiem, że to ma przenośne znaczenie, ale gdyby tak zastanowić się nad dosłownym znaczeniem tych kilku słów, to też można coś wywnioskować, prawda? 

W moim otoczeniu często książki są oceniane po pozorach. Ale jak wiemy – pozory mylą. Okładka książki jest nieudana – książka do kitu. Brzydkie zdjęcie – nie przeczytam tego. Pierwszą książką, której okładka według mnie nie jest za piękna to „Harry Potter i Czara Ognia” (na zdjęciu). Wyobraźcie sobie teraz osobę, która czyta sobie HP i gdy dochodzi do Czary Ognia decyduje, że nie będzie tego czytać i bierze Zakon Feniksa. Ale poczekajcie…. przecież Zakon Feniksa to jest cegła i tego też nie ma co czytać! W ogóle to po co czytać do końca jak tam są same cegły?! Nie przesadziłam? Może. Takich ludzi jeszcze nie spotkałam – na szczęście. 


Kiedyś siedziałam na świetlicy szkolnej, tam zwykle ludzie się nudzą (a przynajmniej u nas w szkole), więc wyjęłam książkę. Jaką? „Alicję i Lustro Zombi” (Druga część Kroniki Białego Królika). Od razu poleciały komentarze typu: „Jak w ogóle można coś takiego czytać?”, „Co to za cegła?” itp. Wiecie co mnie najbardziej zdenerwowało? Jeden z nich był od osoby, hm, lubiącej czytać. Prawdziwy bibliofil nigdy nie ocenia książki po okładce czy grubości, prawda? Moim zdaniem okładka to najmniej ważna rzecz w książkach, bo w końcu chodzi o jej treść, o to co ma w środku. A ilość stron? Im więcej tym lepiej, czyż nie? 

A na koniec pytanie do was – zapowiadające mój następny post. Często odwiedzacie biblioteki czy raczej wolicie kupować książki? A może ktoś z was czyta e-booki? 

#Lumos :)

sobota, 5 lipca 2014

Książka pod lupą #10 - "Angelfall"


Susan Ee - "Angelfall"


"Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?
Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry, która została porwana. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim największym wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem. Czy postąpią właściwie?"


Penryn "mieszka", a raczej koczuje, ze swoją niepełnosprawną siostrą - Paige - oraz niezrównoważoną psychicznie matką. Po tym jak Anioły zaczęły zabijać ludzi, cały świat pogrążył się w chaosie. Nikt nigdzie nie jest bezpieczny. Gdy dziewczyna próbuje przeprowadzić swoją rodzinę w bezpieczniejsze miejsce widzi walkę aniołów - jednemu ucinają skrzydła. Penryn pomaga mu, ale przez to anioły porywają jej siostrę.

"Aniele, stróżu mój… szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem."

Dziewczyna taszczy nieprzytomnego anioła w bezpieczne miejsce - ratuje mu życie, chcąc wyciągnąć od niego użyteczne informacje. Zabiera również jego skrzydła i miecz - początkowo jako pożywkę dla handlarzy narządów anielskich. Ostatecznie Anioł - Raffe - staje się dla towarzyszem podróży do Gniazda - czyli siedziby skrzydlatych. Można by pomyśleć, że to będzie nudna podróż - ale czy napaści gangów, małych demonów, znalezienie zwłok - brzmi nieciekawie? Raczej nie. 

"Ktoś wyciąga mi z ręki nóż i popycha brutalnie na krzesło. Latarka gaśnie. Muszę kilka razy zamrugać, żeby ponownie przyzwyczaić wzrok do przyćmionego blasku księżyca. Zanim jestem w stanie cokolwiek zauważyć, ktoś wiąże mi ręce za plecami"

Wszystko dzieje się naprawdę sprawnie, jest to powieść w której nie można liczyć na zwolnienie akcji - cały czas dzieje się coś ciekawego. Nie chcę wam zdradzać zbyt wielu rzeczy z książki, więc powiem krótko - jest niesamowita.

Autorka wykreowała zupełnie inny świat niż dotychczasowe schematyczne "piękne i święte" aniołki. Susan Ee wspaniale stworzyła coś tak oryginalnego i fantastycznego, że czasem brakuje słów. Nie da się tutaj zauważyć nawet małych niedociągnięć. Wszystko jest idealne!

Pisarka pokazała nam coś czego jeszcze nie było - anioły, które choć wykonują rozkazy Boga, mają biblijne imiona, czy nawet historie, a mimo to zabijają. Zabijają wszystkich, zabijają z zimną krwią - sieją postrach na całym świecie patrolując różne zakamarki i mordując każdego napotkanego człowieka.

"Nasze spojrzenia się spotykają. Trucizna rozprzestrzenia się ku klatce piersiowej i niższym partiom ciała. Próbuję strącić z siebie skorpionowatego anioła, ale stać mnie tylko na lekkie szturchnięcie. Moje mięśnie zaczynają tężeć. Wstrząsa mną kolejny krzyk, ale nie potrafię go z siebie wydać. Usta otwierają się tylko odrobinę. Mięśnie twarzy lekko drgają, zamiast wykrzywić się w agonii. Krzyk przybiera postać słabego bulgotania. Straciłam panowanie nad twarzą."

Wiele osób zastanawia się pewnie, czy autorka dołożyła tu powszechnie panujący związek miłosny głównych bohaterów. Jeśli oczekujecie gorącego romansu to się zawiedziecie, ale pomimo to, między Penryn, a Raffe'm narodzi się pewna więź, której opis, a może delikatne i wyważone ujęcie tak mnie wzruszyło, że uroniłam kilka łez.

"- Od początku wiedziałem, że lojalność cię zgubi. Nie przyszło mi tylko do głowy, że będzie to lojalność wobec mnie. - Kolejna eksplozja wstrząsa schodami. Ruszamy dalej."

Książka niesamowicie wciąga - była to moja najlepsza lektura od kilku miesięcy, było to coś fenomenalnego! Nie mogłam się oderwać od lektury - nawet jak grali moi kochani siatkarze! Susan Ee pokazała tutaj kreatywność i niezwykłą umiejętność pisarską, przez co już nie mogę się doczekać lektury kolejnej części tej książki, która mam nadzieję, powali mnie na kolana tak samo jak pierwsza!

Gorąco polecam, 
Iadala! :)

czwartek, 3 lipca 2014

"Kilka słów o..." #6


Kilka słów o… Fanfictionach. 


Fanfictiony (ff)… Myślę, że jest to pojęcie każdemu z nas znane. Chyba wszyscy zapaleni czytelnicy książek kiedyś zetknęli się chociaż z jednym. Jeśli nie zapoznawali się bliżej z treścią napotkanego ff, to przynajmniej zainteresowali się, cóż to takiego jest. Jednakże tak dla samej czystości sumienia pozwolę sobie przybliżyć znaczenie pojęcia fanfiction. 


Fanfiction – stworzona przez fanów historia, opowiadanie nawiązujące do istniejącego filmu, książki, serii komiksowej, a niekiedy nawet do osób ze świata realnego, np. członków zespołu muzycznych czy sportowców. 


Jeśli chodzi o moją przygodę z ff – na pierwszego natknęłam się już bardzo dawno temu. Był to ff o tematyce potterowskiej; chyba najbardziej powszechna i znana tematyka. Gdybym pamiętała adres tego ff z chęcią bym się z wami nim podzieliła, ale niestety – to było naprawdę dawno temu, od tamtego czasu już chyba trzy razy zmieniałam komputer. W każdym razie był to ff poświęcony niekanonicznej parze, którą stworzyli sami Potterheads. Było to każdemu z nas znane i miewające kompletnie skrajne opinie Dramione. Jak już wspominałam, jest to para, która nie występuje w serii o Harrym, stworzyli ją fani łącząc ze sobą Hermionę Granger i Dracona Malfoya. 


Nie pamiętam szczegółów tego ff, ale wiążę z nim całkiem miłe wspomnienia. Wprowadził mnie w świat ff i w sumie to zawiesił innym poprzeczkę wysoko. W obecnym momencie mojego życia raczej bym się nim nie zachwyciła, a nie przez to, że od tamtej pory przeczytałam już sporo ff, czy dlatego, że w tamtym spotkałam się z błędami, bądź niepodobającymi mi się wątkami. Po prostu moje zdanie na temat ff zdążyło się już ukształtować – preferuję ff, które trzymają się kanonu. Oczywiście to nie jest tak, że rezygnuję z czytania, kiedy tylko dowiem się, że ff dotyczy Dramione, Fremione czy jakiejkolwiek innej niekanonicznej pary. Jestem w stanie polubić wszystko, jeśli tylko będzie dobrze podane. 

Bądź co bądź, gdy w grę wchodzi pytanie o samą egzystencję ff – jesteście za czy przeciw? Ja jestem absolutnie za. Sama jestem współautorką dwóch (http://neew-beginning.blogspot.com/ i http://disconsolate-generation.blogspot.com/ - jakby kto pytał ). Aczkolwiek – jak każdy – mam swoje zastrzeżenia i wymagania. Jak już mówiłam, jestem w stanie polubić wszystko. Ale… Istnieją przypadki, których nie mogę przetrawić. 


Mogliście wcześniej przeczytać, najbardziej rozbudowaną tematyką jest tematyka potterowska. Najczęściej ff dotyczą paringów i właśnie w takich mamy do czynienia z historią, której problematyka krąży wokół wątku romantycznego. No i okay, niektórzy lubią takie historie. Ale, chwała bogom (przynajmniej dla mnie), istnieją też takie ff paringowe, gdzie wątek romantyczny zjeżdża na drugi plan, albo przynajmniej jest równorzędny poważnemu problemowi, który zaprząta piękne główki głównym bohaterom. Osobiście dużo bardziej wolę ten drugi rodzaj ff, a Wy? 

A teraz coś, co najbardziej denerwuje mnie w ff – zmiany albo zupełne ignorowanie cech charakteru bohaterów kanonicznych. Właściwie denerwuje to mało powiedziane, to mnie doprowadza to białej gorączki. Czasem mam wrażenie, że autorzy ff korzystają tylko z imion i nazwisk bohaterów, których spotykają w tak ukochanych przez nich książkach czy filmach. Niestety duża część pisarzy-amatorów ma straszną tendencję to zmienia charakterów bohaterom, których już ktoś wymyślił. Moim zdaniem jest to najgorsze co może nas spotkać przy czytaniu ff. Powiem nawet, że to troszeczkę brak szacunku dla autora, który takową postać wymyślił. Bo przecież korzystamy ze świata, który wymyślił, z klimatu, który stworzył, z magii, którą oczarował czytelników, więc jakim prawem możemy zmieniać stworzone przez niego postacie? Parowanie ze sobą bohaterów to jedno – jeśli ktoś zrobi to umiejętnie, może powstać coś ciekawego. Ale zmienianie charakterów bohaterom jest, jak dla mnie, po prostu niewłaściwe... 

O ff, które dotyczą członków zespołów muzycznych raczej nie będę się wypowiadać, bo po prostu bardzo mało o nich wiem. Jasne, jest pełno blogów z takimi historiami, jednak w 90% są one poświęcone zespołowi One Direction, no ewentualnie Justina Biebera, ale ja nie słucham ani tego ani tego, więc oczywiście ich nie czytam. Jeśli chodzi o sportowców – natknęłam się na kilka takich ff, dotyczyły one głównie siatkarzy (a trzeba wiedzieć, że ja kocham siatkówkę), ale niestety żaden z nich mnie specjalnie nie zachwycił. 

Jeśli dobrnęliście do tej części mojego wywodu, to może wam się wydawać, że czytam tylko ff potterowskie. Przyznaję – takowe czytam najczęściej. Ale zdarza mi się również czytać ff, który dotyczy np. Igrzysk Śmierci. Jeśli już przy nich jesteśmy to muszę zaznaczyć, że bardzo je lubię i ubolewam nad tym, że jest ich coraz mniej. No i niestety, większość z tych, które czytałam pozostawia wiele do życzenia; są okropnie przewidywalne. Prawie wszystkie mają identyczny przebieg. 

Uwielbiam również ff o tematyce Percy’ego Jacksona, ale z nimi jest jeszcze gorzej, niż z tymi igrzyskowymi. Na palcach jednej ręki mogę policzyć takie, które naprawdę mi się podobały. Tematyka PJ jest także moją ulubioną w obrębie pisania, tak na marginesie. 


No i na sam koniec do omówienia zostawiałam sobie mój ulubiony rodzaj ff. Niezależnie od tego czy jest to ff potterowski, igrzyskowy czy jakikolwiek inny, najbardziej lubię te ff, gdzie głównym bohaterem jest postać całkowicie wymyślona przez autora, pisarza-amatora. Uważam, że takie prowadzenie ff daje nam największe pole do popisu. Ponadto, jeśli nasz bohater spodoba się czytelnikom radość jest podwójna. To spory sukces, kiedy czytelnicy polubią wymyśloną przez ciebie postać w takim samym stopniu, w jakim lubią postacie wymyślone przez J.K Rowling czy Ricka Riordana. Jest to też sposób na to, aby uniknąć zniekształcenia postaci. 

Ach, to jednak jeszcze nie koniec. Muszę, po prostu muszę poruszyć kwestię ff, których głównym wątkiem jest związek homoseksualny. Tak zwane yaoi i yuri. Nie czytam ich zbyt wiele, ale zdarza się. Nie będę zaczynać rozprawki na ten temat, bo do tego potrzeba osobnego postu, ale pragnę wszystkim przypomnieć, że jeżeli na panel wchodzą takie ff, należy pamiętać, iż istnieją gusta i guściki. A fascynacja czymś odmiennym świadczy raczej o tym, że ktoś jest nieograniczony, a nie zboczony czy coś w tym rodzaju. :)

Kath :)



Jeśli dobrnąłeś do końca - spraw nam przyjemność i zostaw po sobie ślad w postaci komentarza! :)