piątek, 19 września 2014

ZAWIESZENIE


Bardzo przykro mi to napisać, ale muszę zawiesić bloga... :/ 
Nie wyrabiam się z obowiązkami szkolnymi i domowymi, a co dopiero stronką, czy blogiem...
Przepraszam. 
Iadala

niedziela, 7 września 2014

"Kilka słów o..." #12

Kilka słów o... "Wklejaniu" własnych, wymyślonych postaci w opowieściach fanfiction.

Witam was wszystkich! :)

Słowo fanfiction jest już nam od bardzo dawna znane. Najczęściej piszemy o parringach - tych kanonowych i tych nieco mniej, o tym, co mogło dziać się dalej, po znienawidzonym epilogu, albo... No właśnie - albo stwarzamy własną postać i wrzucamy ją do świata ukochanej książki, co czasem budzi pewne kontrowersje.

Przeglądając pewne literackie forum, trafiłam na pewien wątek pt.: "Przed jakiego rodzaju fanfikami uciekamy gdzie pieprz rośnie". Nietrudno zgadnąć, jakie pozycje się najczęściej powtarzały:
"- fiki, w których głównym bohaterem jest ktoś wymyślony przez autora lub za dużo jak na mój gust wymyślonych postaci";
" - wszystkie, gdzie tylko pojawia się córka Voldemorta";
" - spore odbiegi od kanonu czy rezygnowanie z pisania o postaciach w kanonie na rzecz wymyślonych przez siebie. Po co machnąć ff, skoro można pisać samodzielny tekst?";
" - córek Voldemortów i innych blogaskowych badziewi ;
" - córek, synów, żon, kochanek i jakiejkolwiek niekanonicznej rodziny Voldemorta";
" - nieistniejących w kanonie postaci".
Od razu mówię, że akurat było o fanfickach z HP, stąd te ciągłe "Córki Voldemorta", ale zacytowałam to tutaj specjalnie, bo to w sumie też wymyślone postacie. 

Jak widać, stosunek fanów do wymyślonych postaci nie jest zachwycający. A szkoda - ja na przykład bardzo lubię pisać i czytać takie fanficki. O ile postać nie jest zabójczo idealna (tylko ma problemy przez złych zazdrośników/zło/rodziców/katastrofy naturalne itp.) z wielką przyjemnością czytam takie rzeczy. W takim razie skąd ta niechęć? Skoro już czytamy czyiś fanfick, czyjąś opowieść o kanonicznych postaciach, to czemu też nie przeczytać o czyjejś postaci, umieszczonej w danym świecie?



Po dłuższym zastanowieniu, doszłam do paru złotych zasad wymyślania postaci, tak, aby ludzie ich polubili:

1. Pomysł na córkę Voldemorta/Jeanine/Saurona czy innego najbardziej złego charakteru może ich był bardzo orygianlny i wzbudzający ciekawość parę lat temu, ale teraz, kiedy na co trzecim blogu spotyka się taką postać, aż rzygać się chce. Nie lepiej wymyślić coś oryginalniejszego?

2. Nie róbmy czegoś takiego, jak: "Ja w Hogwarcie". Nie każdego interesuje cały ty, twój charakter, rodzeństwo, tragiczna historia itp. I broń boże nie umieszczaj siebie w rodzinie mugoli, jak to nie jesteś zaskoczony, kiedy dostajesz list. Wiem, że brzmi to trochę niefajnie, ale naprawdę - czy interesowałoby Cię opowiadanie np. o tym, jak to ja nagle dostałam list z Hogwartu? 

3. Nie przyklejaj charakteru czy nawet gatunku (świecący wampir, gadający i świadomy wilkołak podczas przemiany, człowiek z genem podróży w czasie) z innej książki, chyba, że w formie komedii.

4. Nie rób drugiego Harry'ego, drugiej Katniss, drugiej Tris i drugiego Frodo (jeśli żyją w tym samym opowiadaniu). Wystarczy jedna taka postać w opowiadaniu. Nie potrzebuje swojej kopii (ale np. zobaczyć jakiegoś trybuta z charakterem Gwendolyn Shepherd byłoby może ciekawsze. Ale tylko z charakterem! Nie całą postacią!)

5. I najważniejsze - nie rób z niego idealnej ofiary wszystkich nieszczęść tego i książkowego świata!

To chyba wszystko. Pewnie nie każdy interesuje się fanfiction, a tym bardziej nie ma zamiaru doklejać swojej postaci, ale dają ten post dla tej mniejszości, która może kiedyś stworzy ciekawą, własną postać Może inni się przekonają i zmieni się opinia co do takich postaci? Nadzieja zawsze jest. :)

Dziękuję za uwagę :)

/Lana

środa, 3 września 2014

Książka pod lupą #17 - "Numery. Chaos"

Rachel Ward - "Numery. Chaos"

"Coś się zbliża...  Coś gigantycznego.  Coś złego. Gruzy, woda, ogień, chaos?  Prawdziwe piekło. 1 stycznia 2027 roku w Londynie stanie się coś strasznego. Zniknie całe miasto.  Zginą miliony ludzi. Adam to wie, bo jak jego mama Jem widzi w oczach ludzi datę śmierci. A prawie wszyscy wokół mają ten sam numer: 112027. Co to będzie?  I co Adam może zrobić?"
Druga część serii "Numery"!

Adam ma dar, tak jak jego mama widzi w oczach ludzi numery - daty ich śmierci, a oprócz tego wyczuwa jak ktoś zginie. W 2026 roku Anglia zostaje podtopiona, powódź zmusza chłopaka wraz z babcią do przeprowadzki - wybierają Londyn. Ale czy był to dobry wybór?

Sara ma szesnaście lat, "rozrabia" w szkole, ciągle ją przenoszą - tym razem trafia do Forest Green - placówki oświatowej z twardymi zasadami. Gdy tam spotyka chłopaka ze swych koszmarów, panikuje. Tylko, co tak naprawdę kryje się pod przykrywką twardzielki?

Adam w kółko widzi trzy numery 1.1.2027, 2.1.2027, 3.1.2027 - oznacza to, że większość mieszkańców Londynu zginie, zginie za niecałe pół roku! Chłopak stara się jakoś temu zaradzić, ale niektórzy nie są w stanie mu wierzyć. 

Sara, wie ze swoich koszmarów, że jej skarb zginie na rękach Adama - tylko czy to okaże się prawdą? Dziewczyna nie wie, czy może mu ufać, mimo, że coś pociąga ją do niego, boi się go, boi się, że zabierze jej to wszystko co ma. 

"Człowiek nie wie co ma, póki tego nie straci."

Rachel Ward, zachwyciła mnie pierwszą częścią "Numerów", ta jej dorównuje, a może nawet przewyższa treścią i formą. Autorka po raz kolejny wykreowała świetną rzeczywistość i bohaterów. Cały czas można odczuć dreszczyk napięcia "co będzie dalej?". Wydawać, by się mogło, że będzie to książka przewidująca - owszem niektóre elementy można poskładać, jednak cały czas znajdzie się coś, co nas zaskoczy.

Główni bohaterowie - Sara i Adam - nie mają łatwego życia, dziewczynę dotyka zło od strony najbliższej rodziny, a chłopaka - od śmierci. Bo kto ma łatwe życie, jeśli na każdym kroku widzi numer 1.1.2027, czuje jak ginie pod gruzami, w nurcie wody, czy w ogniu?

Ward, po raz kolejny świetnie ukazała autentyczność świata młodzieży, nie brakuje tutaj niecenzuralnych słów oraz świetnych opisów emocji - nie tylko dziewczyny, ale też Adama, gdyż książka jest pisana z dwóch różnych punktów widzenia, które przeplatają się kolejno rozdziałami.

Muszę tutaj również wspomnieć o okładce, która jest porażająco piękna na przeciwko pierwszej! Nie widać tego na zdjęciu, ale cała jest pokryta drobnymi, błyszczącymi, srebrnymi liczbami, które ją idealnie wypełniają i nadają dużo lepszego wyglądu.

Autorka znowu świetnie sobie poradziła z napisaniem kontynuacji pierwszej części, dzięki czemu już nie mogę się doczekać, trzeciej, którą już dziś zacznę czytać. Seria naprawdę wciąga, jest wspaniałą, lekką, ale jakże bogatą i fascynującą lekturą. Polecam wszystkim czytelnikom!

Iadala


czwartek, 28 sierpnia 2014

Twórczy kącik #2

Dzisiaj przedstawiamy wam opowiadanie/fanfcition adminki #Lumos, pt. "Śmierć Potterów"! :)
Zapraszamy do czytania i komentowania!
____________________________________


"Śmierć Potterów"


Był ciepły, jesienny wieczór. Piętnastoletnia Alis wracała do domu od swojej przyjaciółki. Droga ta prowadziła obok starego cmentarza, na którym zazwyczaj nikogo nie było lecz dziś, ku jej zdziwieniu, zgromadziło się tam kilka osób. Dziewczyna z lekkim strachem podeszła bliżej. Trudno było określić ile osób stało pośród nagrobków, bo co chwilę jakaś czarna mgiełka podlatywała do nich i ktoś się pojawiał, a mgła znikała. Po kilku chwilach ktoś znikał, a na jego miejscu pojawiała się taka sama czarna mgła, która zaraz odlatywała. - To wszystko jest takie dziwne - pomyślała dziewczyna. Alis schowała się szybko za największą płytą nagrobkową, która była według niej w bezpiecznej odległości od nieznajomych. Zaczęła słuchać. 

- Witam Cię, Mój Panie - powiedział mężczyzna, który właśnie się pojawił. Po tych słowach można było wywnioskować, że na cmentarzu jest jakiś król lub władca, co wydawało się dziwne. 

- Jak dobrze, że jesteś Severusie. Przydasz mi się - odpowiedział zimny głos. W tym samym czasie z ciemności wyłonił się jakiś nieduży człowieczek, a w każdym razie mniejszy od pozostałych. 

- Już jestem Czarny Panie. - Te słowa jeszcze bardziej zdziwiły Alis. Kim może być ten "Czarny Pan"? - Zadanie wypełnione. Mężczyzna nazwany wcześniej Severusem zaczął mówić: 

- O jakie zadanie chodzi? I dlaczego jemu je powierzyłeś? To kłamca i zdrajca! 

- Uspokój się Snape. On nie jest zdrajcą, a poza tym, bardziej prawdopodobne jest to, że ty mnie zdradzasz. Ciebie też niektórzy mogą wziąć za zdrajcę, ach tak, przecież pracujesz u boku Dumbledore'a. Ale nim nie jesteś. Ty. - Wskazał kościstym palcem na Severusa. - Jesteś moim szpiegiem. No chyba, że się mylę - rzekł spokojnie. - Powiedz! No mów! - krzyknął. 

- Panie, ja nigdy bym Cię nie zdradził. Przecież wiesz. 

- Wiem?! Ja nic nie wiem. Nie wiem czy Dumbledore'owi nie powiedziałeś tego samego co mnie. - Ruszył w jego kierunku. - Nie wiem! 

- Wiedz, że Cię nie okłamuję. Nie mógłbym tego zrobić. 

- Panie, mógłbym coś powiedzieć? - zapytał niski mężczyzna, który niedawno przyszedł. - Panie... - Ale jego Pan zdaje się nie dosłyszał tego co mówił. Po chwili milczenia ciszę przerwał zimny głos. 

- Może wrócilibyśmy już do Glizdogona? 

- O tak. Właśnie miałem zapytać - powiedział cicho. - No więc...? 

- Ten Syriusz Black, oni, oni go mają za przyjaciela. Ale to tchórz. Bał się zostać strażnikiem tajemnicy, bał. Ale powierzyli mu ją - wydyszał Glizdogon. Był podekscytowany, ale jego Pan oczekiwał chyba czegoś więcej. 

- I tylko tyle wiesz?! To są... - Blady, wręcz biały mężczyzna nie zdążył nakrzyczeć na swojego poddanego, gdyż ten w porę zaczął mówić dalej. 

- Nie, nie Panie. No więc Black bał się, chciał przekazać to brzemię komuś innemu. I zrobił to. - Tu Glizdogon zrobił przerwę na śmiech i wykrzyknął. - Przekazał to mnie! 

- Tobie? - zapytał zimny głos, po czym zaśmiał się szyderczo. 

- Tak, Panie - odpowiedział dumnie. 

- No dobrze, ale czemu nie powiedziałeś mi jeszcze gdzie oni są?! 

- Ja... W Dolinie Godryka Panie. Ja Cię tam zaprowadzę. 

- Dolina Godryka... Dobrze Glizdogonie. A teraz odejdź. 

Trochę wystraszony odwrócił się i zniknął w czarnej mgle. Tym razem Severus rozpoczął rozmowę. - Co chcesz teraz zrobić Panie? 

- Nie domyślasz się? - Spytał rozbawiony. Odpowiedziała mu głucha cisza. - Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca - zacytował i głośno westchnął. - Oboje wiemy co należy z nim zrobić. Zabiję chłopca i każdego, kto stanie mi na drodze. 

- Czy dobrze zrozumiałem? Chcesz zabić syna Lily Potter? - zapytał roztrzęsiony Severus. 

- Tak Snape. I mam nadzieję, że nie obchodzą Cię jego losy. 

- Jego nie. Ale Lily tak! - krzyknął, po czym spuścił głowę, jakby się czegoś wstydził.

 - Och, to takie szlachetne! Niestety w gronie moich poddanych nikt nie będzie mi się sprzeciwiał! - warknął, po czym zauważył za jednym z grobów czyjąś dłoń. - Chyba nie jesteśmy tu sami, Severusie - powiedział i z wyciągniętą przed siebie różdżką zajrzał za płytę nagrobkową. Wystraszona Alis skuliła się jeszcze bardziej lecz to nie pomogło. - Avada Kedavra! - wykrzyczał, a z jego różdżki błysnęły zielone promienie i kilka sekund później dziewczyna leżała już martwa na trawie. 

*** 

- Zabij mnie! Tylko oszczędź ją, proszę! - krzyczał Severus stojąc przed domem Potterów i widząc kątem oka palące się w nim światła. - Panie, błagam Cię! - prosił padając na kolana. 

- Ciebie nie zabiję, Snape. Ty mi jeszcze będziesz potrzebny - mówił Voldemort. - A ona? Jeśli będzie chciała bronić syna, nie wyjdzie jej to na dobre. A teraz odsuń się! - Nakazał mu i wszedł na podwórko. Przez okno można było ujrzeć dziecko śmiejące się w łóżeczku i przytulających się rodziców. Wtedy drzwi od domu otworzyły się i wszedł do niego Voldemort. 

Zaniepokojony James wyszedł z pokoju, pewnie chciał sprawdzić co to za hałas. I wtedy Severus usłyszał pierwszy krzyk - krzyk mężczyzny "Lily bierz Harry'ego i uciekajcie! Szybko!". Krzyk ucichł, a bezwzględny zabójca szedł dalej. Gdy wkroczył do pokoju małego Pottera skierował swoją różdżkę na nadal śmiejące się dziecko i krzyknął "Avada Kedavra!". Ale coś, a raczej ktoś mu przeszkodził. 

Na podłodze przed nim leżała kobieta, a chłopiec nagle przestał się śmiać. Chciała go obronić. Ale na co jej to było? Teraz leży tu martwa tak jak jej mąż, a za chwilę i dziecko. Zabójca znowu skierował różdżkę na chłopca i znów wypowiedział te same słowa "Avada Kedavra!". Błysnęło zielone światło, płaczący przed domem Severus jęknął z rozpaczy, a Voldemort zniknął. Tak po prostu zniknął, a w łóżeczku nadal był chłopiec, któremu łzy spływały po policzkach. 

Po kilku minutach Snape wkroczył do domu. Przeszedł obok leżącego na schodach ciała Jamesa Pottera i szlochając wszedł do pokoju, na podłodze którego leżała martwa Lily. Lily Potter, którą on tak kochał. Przez całe życie. Roztrzęsiony upadł na podłogę i przytulił jej bezwładne ciało. Płakał i krzyczał. Ale nic już nie przywróci życia jego małej, rudowłosej Lily Evans. Bez niej już nigdy nie będzie tak samo...

#Lumos


sobota, 23 sierpnia 2014

Książka pod lupą #16 - 7 razy dziś

Witam Was, po krótkiej przerwie! 
Niestety musiałam wyjechać i nie miałam możliwości wstawienia czegoś na bloga. :( 
Dzisiaj zapraszam na krótką notkę #Lumos!
Zapraszam do czytania i komentowania tego i poprzedniego postu! 
Pozdrawiam, Iadala
_____________________________________

Lauren Oliver - 7 razy dziś 

"Co by było gdybyś miał tylko jeden dzień do przeżycia? Co byś zrobił? Kogo byś pocałował? I jak daleko byś się posunął, aby ocalić swoje życie? Samantha Kingston ma wszytko - najbardziej uroczego chłopaka, trzy wspaniałe przyjaciółki i pierwszeństwo we wszystkim, w szkole Thomasa Jeffersona, od najlepszego stolika w stołówce, po najbardziej pożądane miejsce na parkingu. Piątek dwunastego lutego powinien być kolejnym dniem z jej sielankowego życia. Jednakże zamienia się on w jej ostatni dzień życia. Wtedy dostaje drugą szansę. Siedem szans. Przeżywając ostatni dzień w ciągu jednego tygodnia, rozwikła tajemnicę swojej śmierci. Odkryje prawdziwą wartość wszystkiego, co może stracić..."

 „7 razy dziś” jest debiutancką powieścią Lauren. I jak na pierwszą książkę jest świetna. Ona w ogóle jest świetna. Lekko i przyjemnie się czyta, sama historia też jest porywająca. 
"Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni, albo trzy tysiące, albo dziesięć. Ale dla niektórych istnieje tylko dziś. I tak naprawdę nigdy nie wiadomo."
Dziewczyna przeżywając ten sam dzień siedem razy, diametralnie się zmienia. Pierwszoosobowa narracja pomaga nam zrozumieć emocje kierujące nią i jeszcze lepiej dostrzec zmiany, które w niej zachodzą. Samantha dostrzega, że żyła nie doceniając tych, którzy kochali ją naprawdę. 
„Podobno tuż przed śmiercią całe życie staje człowiekowi przed oczami. W moim przypadku było inaczej.”

Książka nie opowiada prostej i przejedzonej historii. Wywołuje w czytelniku wiele refleksji, a także odnosi się do naszych zachowań w codziennym życiu.

#Lumos

niedziela, 17 sierpnia 2014

"Kilka słów o..." #11

Kilka słów o nadawaniu aktorom charakterów ich bohaterów.

W tym wpisie chciałabym podzielić się z Wami moją „frustracją”, dotyczącą uosabiania postaci z książek, z aktorami grającymi ich rolę w ekranizacjach.

Każdy z aktorów, aktorek ma własne życie i nigdy nie będzie postacią z książki. Nie wiem, czy tylko mnie denerwuje to przypisywanie im ról bohaterów fikcyjnych, ale chciałabym zwrócić na to uwagę. Dla mnie bohater w książce, to jest bohater w książce i żaden aktor nie może z nim się równać. Zauważyłam, że to „podstawianie” aktorów pod postacie z książek, zdarza się częściej przy bohaterach, rzadziej bohaterkach.
 
Mogę podać kilka przykładów: Josh Hutherson – Peeta (Igrzyska śmierci), Jamie Campbell Bower - Jace (Dary anioła), Ansel Elgort - Augustus (Gwiazd naszych wina), Daniel Radcliffe - Harry Potter. Jeśli chodzi o bohaterki to przede wszystkim Jennifer Lawrence, która wcieliła się w rolę Katniss z trylogii Igrzysk śmierci, czy Shailene Woodley, odgrywająca rolę Hazel z Gwiazd naszych wina i Tris z trylogii Niezgodnej. Niektórzy czytelnicy pokochali ich, mam na myśli tutaj i bohaterów, i bohaterki, bo uosabiają ich z postaciami książkowymi. 


Chyba najlepiej wytłumaczę, o co mi chodzi, przytaczając przykład. (Nie chcę przy tym oczywiście nikogo obrażać, po prostu wyrażam własne zdanie.) Na facebooku działa wiele stronek, w których nazwie figuruje imię ulubionej postaci. Załóżmy, że jest dana stronka poświęcona głównie bohaterce Clary z Darów anioła. Owszem w nazwie jest imię dziewczyny, ale stronka dotyczy Lily Collins - aktorki, która wcieliła się w jej rolę w ekranizacji. Często widzę wpisy typu: "Nasza kochana Shai!" i jest tam dołączone zdjęcie aktorki lub "Za to kochamy Jennifer!" i zdjęcie Jennifer Lawrence robiącej głupie miny. Nie przeszkadzało by mi to, że widzę takie wpisy, gdyby nie to, że stronka jest poświęcona Hazel/Tris lub Katniss, czy też innym postaciom. 

Chodzi mi o to, że ani Jennifer Lawrence, ani Josh Hutherson, ani Ansel Elgort, ani żaden inny aktor NIE JEST POSTACIĄ Z KSIĄŻKI!!! I nie możemy uosabiać go z nią. Emma Watson nigdy nie będzie Hermioną Granger, Lily Collins - Clary Fray, a Daniel Radcliffe - Harrym Potterem. 

Mam nadzieję, że moim wpisem nikogo nie zdenerwowałam. Chciałam wyrazić jedynie swoje zdanie i zwrócić Waszą uwagę na ten szczegół, który być może gdzieś tam umyka albo w ogóle nie przeszkadza. Pozdrawiam cieplutko ;)) 

~Adminka Ami

czwartek, 14 sierpnia 2014

Książka pod lupą #15 - "Gwiazd naszych wina"

John Green - "Gwiazd naszych wina"

Tytuł Kultowego Pisarza Amerykańskiego przywodzi mi na myśl widok łysiejącego biznesmena w podeszłym wieku, siedzącego przed maszyną do pisania ze szklaneczką whisky. Jakież wielkie zaskoczenie spotyka ludzi, gdy okazuje się, iż John Green jest zaledwie 35-letnim vloggerem, który publikuje internetowe filmiki ze swoim bratem Hankiem. Każda z jego powieści osiąga duży sukces, jednak „Gwiazd naszych wina” zagościła nawet na pierwszym miejscu listy bestsellerów New York Timesa.

Hazel Grace Lancaster jest szesnastolatką, chorującą na raka tarczycy. Z powodu nowotworu nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, a sobotnie wieczory spędza na oglądaniu z rodzicami ‘America’s Next Top Model’. Jednakże pewnego dnia wszystko się zmienia, gdy dziewczyna na zajęciach grupy wsparcia poznaje Augustusa. Nastolatkowie zakochują się w sobie. Nieprawdopodobnie nietrafione byłoby tu oklepane „I żyli długo i szczęśliwie.”



Największym atutem książki są przed wszystkim doskonale wykreowani bohaterowie. Zacznijmy od Hazel, która swoją czarującą nieśmiałością i filozoficznym rozmyśleniami, doskonale prowadzi narrację. Ironiczne wypowiedzi Gusa, wprowadzają bardziej młodzieżowy oraz luźny klimat. Niewidomy Isaac dodatkowo wprowadza dużą dawkę humoru. To dzięki niemu trudno jest się połapać, czy obecnie płaczemy ze smutku, czy ze śmiechu. Nie można również pominąć charakterów takich jak rodzice głównych bohaterów, którzy dopełniają całość.


Krytycy komentują, iż język amerykańskiego pisarza jest zbyt prosty, humor zbyt czarny, a postacie zbyt idealne. Styl pisania pana Greena jest wyważony – na tyle łatwy, bo dotrzeć do młodszych odbiorców i trudny, aby nie spłycić przekazu fabuły. Czarny humor sam w sobie jest czarny, więc żarty na temat umierania lub ślepoty, nie mogą czarniejsze. I prawdę mówiąc, gdy ludzie mówią, że chcieliby być idealni, wydaje mi się, iż nie mają na myśli chorowania na nieuleczalną chorobę. 

Poruszanie tematu śmierci to bardzo łatwy sposób na rozgłos. Albo książka będzie totalną porażką, co zdarza się prawie zawsze, albo arcydziełem. Z czystym sumieniem muszę przyznać, iż powieść Johna Greena zalicza się do tej drugiej kategorii. Podsumowując tę, w każdym calu obiektywną, recenzję, jedynym minusem książki jest ilość zużytych chusteczek higienicznych. Pomimo braku nielegalnych wyścigów samochodowych ulicami Los Angeles, wampirzych kłów, czy terrorystycznych ataków na Biały Dom, „Gwiazd naszych wina” jest książką, która na długo zapadnie wam w pamięci.

Hermiona


niedziela, 10 sierpnia 2014

Kącik Pisarza #005

Trzecia odsłona pisarskich błędów - czyli o tym, jak pisać poprawnie :)

Witam wszystkie wschodzące, pisarskie gwiazdy.

Coś o czym chciałam z wami porozmawiać to... Interpunkcja w waszych tekstach. Tak, wiem - nuda! Ale chyba jest to jedyna część błędów, poza ortografią, które trzeba wkuć na pamięć, aby ich nie robić. ;) O co mi chodzi? - Zacznijmy może od spacji. Od razu mówię, że wszystkie te rady opisuję na podstawie tego, co podpowiadała mi moja była, niedoceniona beta. Co mi wbijała do łba przy pierwszej konwersacji. Teraz, kiedy nie mam już z nią kontaktu, muszę sama o tym pamiętać.


Wracając do tematu - o co mi chodzi z tymi spacjami? Każdy kto uważał na informatyce w gimbazie, powinien wiedzieć, że się ją daje po prawie każdym znaku interpunkcyjnym (wyjątek - myślnik, nawias i cudzysłów "otwierający"). Ja oczywiście po paru dniach o tym zapomniałam, ale od kiedy zaczęłam wrzucać swoje teksty, musiałam sobie szybko o tym przypomnieć.

Co jest z tymi wyjątkami? Jeśli chodzi o myślnik, to dajemy i PRZED i PO nim spację. Zaś w nawiasach i cudzysłowach otwierających robimy tak (przed otwierającym, nigdy po - tekst ma być "przyklejony" do nawiasów/cudzysłowów, zaś dopiero po zamykającym dajemy spację tak jak w innych znakach interpunkcyjnych".

Po co te spacje Czy ja wiem-może do ozdoby?Stwierdźcie sami,czy zdania z tego akapitu wyglądają bez tych spacji przejrzyście-nie wiem jak,ale ja mam wrażenie,jakby to było całe sklejone.Znaczy,zawsze lepsze to,niż nie dawanie spacji między wyrazami,ale i tak wygląda okropnie.

Drugi punkt programu - co robimy z tymi myślnikami w dialogach. Tak, zgadliście - kolejne złote myśli mojej bety. Ok, ok - już wracam do tematu i mówię o co mi chodzi. Chodzi o zwykły, jakiś tam dialog:

- Mówię, mówię, mówię bla bla bla -  <---- mówię właśnie o tym myślniku, który następuje czasem (bo nie musi zawsze być) na końcu zdania postaci. Co do myślnika i spacji przed i po nim chyba już nie ma problemu, ale co dalej? Z dużej czy małej litery? I to jest prawdziwy dylemat - sama często łapię się na tym, że daję odruchowo z małej, a nie zawsze tak jest i wbrew pozorom nie ma tu dowolności, ani nie jest to też takie oczywiste.

Najpierw z MAŁEJ:
Dajemy to, kiedy opisujemy wypowiedź, np: powiedział ze smutkiem w głosie, mruknął speszony, odpowiedziała, nawet nie oglądając się za siebie, wykrzyknął, zapominając o całym świecie. Dam tu jeszcze dla przejrzystości przykład z książki:
"Jeszcze nie zdecydowałam, czy tu zostanę - informuję. - Ale dzięki."
albo:
"- Sztywniakiem zostaje się do końca życia - kwituje.
- E tam - odpowiadam. - I co, podoba ci się tutaj?"
Zrozumieliście już coś z mojego bełkotu? To teraz DUŻA litera:
Dajemy ją kiedy... Mówimy po myślniku wszystko, poza opisywaniem wypowiedzi, czyli np:
"- Dzień dobry. - Po drugiej strony rzeźby stoi Zoe."
czy:
"- Nieodwracalnie. - Pokazuje mi środek płyty. Widać tam lekką wklęsłość. Coś jak wydrążone, płytkie wgłębienie. - Na początku tego nie było."
albo:
"Chyba tak. - Wzruszam ramionami."


Dotarło? To idziemy dalej. Kolejna rzecz - przecinki. Co jak co, ale jak już piszecie, to nie zdziwcie się, że będzie ich nadużywać. Zerknijcie na ten cały długi tekst i policzcie wszystkie moje przecinki. Dużo? To dobrze, byle nie za dużo. :)

Jak wszyscy wiemy, o ile słuchaliśmy tej wrednej baby z polaka, to się go daje m.in. przed słowami: "który, która, aby,  bo,  bowiem, by, chociaż, że, dlatego, gdy, mimo że, ale, jednak, lecz.." i mogłabym tak długo i długo wymieniać. Ale skrócę to dla naszych nerwów. Sypiemy przecinkami przed: spójnikami przeciwstawnymi (a, ale,  jednak), wynikowymi (więc, dlatego,  zatem), synonimicznymi, (wyjaśniającymi), (czyli, to jest, to znaczy),  przed powtórzonym spójnikiem (jeśli pełni identyczną funkcję) (ALBO to, ALBO to, nie chcę ANI tego, ANI tamtego),  zaimkami względnymi (kto, co), przed imiesłowem zakończonym na -ąc, -łszy, -wszy,  przed wyrażeniami, które mają charakter dopowiedzenia lub uwypuklają wcześniejsze treści (chyba,  nawet,  raczej).

Jeszcze istnieje na nasze nieszczęście takie coś, jak podwójny przecinek, używany w
- dopowiedzeniach (lubię książki, zwłaszcza kryminały, ale tylko znanych autorów)
- wtrąceniach (Poszłam do sklepu, a potem, niestety, wróciłam sama do domu).

Kiedy nie stawiamy?
Przed spójnikami łącznymi (i, oraz), spójnikami rozłącznymi (lub, albo).

Uw, to was zanudziłam - teraz coś krótszego (mam nadzieję) - odmiana angielskich imion i nazwisk, czyli co z tym przeklętym apostrofem i kiedy go używać, a kiedy nie?

Kiedy tak? Kiedy kończy się na samogłoskę: (House, House'owi, House'a). Wyjątek? "Y", kiedy jest wymieniane jako "J" (Hadley, Disney, Shirley) - produkcja Disneya, dziecko Hadleya itp.

Zaczęliśmy na spacji, skończyliśmy na apostrofach - jeśli to czytacie to brawo - daliście radę dotrzeć do końca! Mam nadzieję, że nie na próżno. Pomyślcie - dzięki zapamiętaniu takich rzeczy wasz redaktor, kiedy już będziecie wydawać swój pierwszy bestseller, będzie miał przynajmniej mnie roboty. Pominęłam coś? Wytłumaczyłam to jak potrzeba? Piszcie, może tym razem ja się czegoś nauczę ;D

/Lana

czwartek, 7 sierpnia 2014

Książka pod lupą #14 - "Zamieć śnieżna i woń migdałów"

Camilla Läckberg - "Zamieć śnieżna i woń migdałów"

Powieść pt. „Zamieć śnieżna i woń migdałów” Camilli Läckberg to kryminał. Opowiada o policjancie - Martinie Mohlinie, który wraz ze swoją narzeczoną i jej rodziną postanawia spędzić święta Bożego Narodzenia na szwedzkiej wyspie Valön. Niespodziewanie podczas uroczystej kolacji, najstarszy i najbogatszy członek rodziny Liljecronas – Ruben, osuwa się na ziemię martwy. Wydawać, by się mogło, że gorzej już być nie może. Jednakże okazuje się, iż z powodu zamieci śnieżnej nikt nie może wydostać się z wyspy. Młody funkcjonariusz próbuje rozwiązać zagadkę śmierci seniora rodu, lecz nie zdaje sobie sprawy z tego, jak zawiłe są więzi w tej rodzinie.

Książka ta, jak i zresztą wszystkie inne dzieła szwedzkiej autorki, do samego końca trzyma w napięciu. Chociaż ma niewiele ponad sto stron potrafi wywołać wiele sprzecznych emocji u czytelnika. Doskonale ukazuje to, jak bardzo chęć wzbogacenia się potrafi zniszczyć rodzinę. Do tego dochodzi jeszcze zakończenie, które może zaskoczyć nawet największych fanów Sherlocka Holmesa. Z drugiej strony, możemy odnieść wrażenie, iż śledztwo prowadzone przez policjanta Martina jest nudne i nie dopracowane. 

Powieść jest pisana prostym językiem, nie zawierającym żadnych interesujących sformułowań. Uważam, zapoznawszy się wcześniej z innymi dziełami Camilli Läckberg, że jest to jedna z jej gorszych książek. Mimo wszystko, polecam przeczytanie książki i ocenienie jej samemu.

Hermiona


____________________________________
Krótka notka Hermiony, po krótkiej wakacyjnej przerwie ;)
Oczekujcie na kolejny post w weekend :)
Pozdrawiam, Iadala
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 3 sierpnia 2014

Książka pod lupą #13 - "Syrena"

Tricia Rayburn - "Syrena"

"Dla Vanessy i Justine Sands miały to być zwyczajne wakacje w miasteczku Winter Harbor, w gronie starych przyjaciół. Jednak kiedy Justine, po wielkiej rodzinnej kłótni, wybiera się nad urwisko, by poskakać do wody, a nazajutrz fale wyrzucają jej ciało na brzeg, Vanessa nie ma wątpliwości, że to coś więcej niż nieszczęśliwy wypadek. Nagle całe nadbrzeżne miasteczko wpada w popłoch, kiedy rozgrywa się seria ponurych związanych z wodą zdarzeń – fale wyrzucają na brzeg ciała mężczyzn z twarzami zastygłymi w szerokim uśmiechu… Czy to, co odkryje Vanessa, może oznaczać koniec jej wakacyjnej miłości, a nawet życia, takiego, jakie znała dotychczas?"
Zacznę dzisiaj od tego, że po "Syrenie" spodziewałam się jakiejś lekkiej, ciekawej, może nieco innowacyjnej historii o syrenach i nieco się zawiodłam. Tom pierwszy jest napisany tak, że dosyć szybko się go czyta, ale czasami miałam takie uczucie jakby brakowała mi w tej książce treści. Momentami wcale nie wyczuwałam tych emocji, które wydawnictwo dumnie umieściło w górnej części okładki... Nie była to do końca tajemnicza, romantyczna i pełna grozy historia. 

"Nie rozumiem,jak można wejść do wody tak głęboko,by pod stopami nie czuć dna,nie zanurzając przy tym głowy...a tak naprawdę to nie rozumiem,jak można z własnej woli wejść do wody,która może cię porwać i wciągnąć pod powierzchnię,gdy tylko dotknie kostek."


Myślę, że będzie to dosyć krótka recenzja, gdyż większość treści - przynajmniej tej którą chciałam wam zdradzić jest zawarte w krótkim opisie. Są dwie siostry - które po raz kolejny wyjeżdżają na wakacje, razem z sąsiadami. Wszystko jest fajnie, razem z kolegami bawią się na plaży, gdy nagle pewnego ranka ciało Justine zostaje odnalezione na plaży w Winter Harbor. Dla jej młodszej siostry i chłopaka to straszna tragedia. Oprócz tego w miasteczku ginie coraz więcej osób - są to mężczyzni których odnajdują zawsze z uśmiechem na twarzy. W tym czasie znika - Caleb - ukochany zmarłej. Simon - jego brat i Vanessa starają się rozwikłać to co się dzieje w małym, nadmorskim miasteczku. Tutaj odkrycia są coraz bardziej dziwne i straszne - więc czy zmienią życie Vanessy na zawsze?

"Jej głos otaczał mnie niby chłodna poranna mgła unosząca się nad jeziorem,otulał moje ramiona i nogi cienką,szarą powłoką,którą najchętniej natychmiast bym z siebie spłukała,"

Tak, jak napisałam już wyżej "Syrena" do moich ulubieńców nie należy, jednak każdy ma różne gusta i słyszałam o niej również dużo pozytywnych opinii, więc jeśli będziecie chcieli jakąś miłą, lekką lekturę to spróbujcie, anuż wam się spodoba. Ja z całego serca przyznaję, że styl pisania Rayburn nie przypadł mi gustu, książkę czytało mi średnio, nie wywołała u mnie wielkich emocji (a prawie na każdej książce płaczę/śmieję się/klnę - zależnie od sytuacji), dlatego też nie dam jej wysokiej noty. Plusem jest chyba to, że nie ma wielu książek które opierają się tylko na historii syren - większosć obecnej literatury fantasy jest szczególnie nacechowane na wampiry i likantropy, toteż autorka wykorzystała dosyć oryginalną wizję - niestety gorzej z wyszło z jej przedstawieniem.


Iadala



czwartek, 31 lipca 2014

Kącik Pisarza #004

Druga odsłona najczęstszych blogowych błędów. :)


Witajcie!

Dzisiaj przedstawię wam najbardziej rażące mnie błędy, na różnych blogach, postaram się to zrobić z nutką humoru, ale nie zraźcie się jeśli wyjdzie to trochę sarkastycznie, gdyż jestem taka z natury. ;)

Notka obiecana dawno, ale nareszcie się pojawia! :)

Nie bierzcie niczego, co jest napisane kursywą, na serio - znam zasady poprawnej polszczyzny, a pisząc te kawałki nieźle się uśmiałam... :)



1. Błędy ortograficzne w podstawowych słowach.


"- Och! - Jenknęłam w jego usta. Drżałam z porządania, z pasjom odpowiadając na uczóciowe pocałunki mojego kohanka. Tak mocna namientość jest niczym zuo w czystej postacji."

Nienawidzę, gdy widzę na jakimkolwiek blogu, w jakimkolwiek poście błędy pierwszego stopnia, w prostych wyrazach... Tutaj nieco to wyolbrzymiłam, ale widziałam ponad połowę z tych błędów w różnych opowiadaniach. MAKABRA! 

Początkującym pisarzom, amatorom, którzy wiedzą, że czasem mają problem polecam, albo rozwiewanie wszelkich wątpliwości wraz z ukochanym słownikiem, bądź znalezienie dobrej duszy, anioła znającego się na ortografii, potocznie zwanego "betą".


2. Powtórzenia.


"Przyszłam w odwiedziny do Maxa. Max mieszkał w małym domku nad brzegiem morza. Domek był mały, niebieski i nieco odrapany z zewnątrz. Max był z niego dumny, gdyż kupił go z własnych pieniędzy. Max był również szczęśliwy z tego powodu, że sam go urządził i wyremontował. Ojciec Maxa był z niego dumny, że się ustatkował. Max mieszkał w tym małym, niebieskim domku już od dwóch lat.  W domku Maxa odbywało się też większość imprez naszej paczki."

Gdy używamy w kółko tych samych zwrotów, wyrażeń, nazw, cały tekst robi się "masłem maślanym", jest nudny, prosty i średnio przyjemny w odbiorze dla czytelnika. Jest tyle możliwości - dla każdego wyrazu istnieje coś takiego jak możliwość użycia synonimu, czy zaimka!

Ważne - nie przesadzaj również z zaimkami. Jeśli nie wiesz, czym zastąpić dany wyraz sięgnij po słownik wyrazów bliskoznacznych - ten papierowy, czy też internetowy. W ten łatwy sposób, na pewno znajdziesz to czego potrzebujesz! :)


3. Literowe smaczki ;)


Na blogach, pojawiają się też często błędy z pisownią wyrazów, z nieco inną wymową...
Z takich podstawowych i najczęstszych kojarzą mi się obecnie (przekreślona błędna pisownia, kursywą poprawna):

Z kąd? Skąd?
A nóż, widelec... A nuż, widelec...
Napewno... Na pewno...
Na prawdę... Naprawdę...
W każdym bądź razie... W każdym razie.../Bądź co bądź...


4. Spacje przed znakami interpunkcyjnymi, bądź całkowity brak interpunkcji! ;-;


"Cześć , misiu ! Co tam u ciebie słychać ? 
 Ach kochanie , wszystko wspaniale ! Wpadnę do ciebie później to pogadamy bo nie mam teraz czasu ! 
Ok-szybko odpowiedziałam ( będąc sfrustrowana ) . " 

Na Anioła, jak można coś takiego publikować w internecie? Zdarzają się takie przypadki, nawet nie mówcie, że nie... Rozumiem, czasem każdemu zdarzy się jakiś błąd, przez przypadek, w trakcie szybkiego pisania, czy cokolwiek, ale wstawianie każdego długiego postu, wyglądającego, tak, a nie inaczej to przesada. 

Dlaczego nienawidzę tych błędów u innych? Po pierwsze jest to niepoprawne, po drugie obrzydliwie wygląda, po trzecie mam ochotę rozwalić komputer, jak na coś takiego patrzę, a zbyt mocno go lubię. :)
Powinnam wyjaśnić jak nie popełniać takich błędów, ale cóż... Sama nie wiem jak to wytłumaczyć... Przed etapem blogowania, czy też bycia w blogosferze, nie widziałam tych błędów w takich przerażających ilościach... Jest to dla mnie koszmar... 

Dlatego moi drodzy, króciutko napiszę - NIE ROBIMY spacji przed kropką, wielokropkiem, pytajnikiem, wykrzyknikiem, dwukropkiem, średnikiem, cudzysłowiem oraz po otworzenieniu nawiasu i przed zamknięciem nawiasu. Spację natomiast wciskamy przed otworzeniem nawiasu lub postawieniem myślnika!



_____________________________________
Obecnie tylko tyle rzeczy przychodzi mi na myśl... 
Być może pojawi się jeszcze odsłona trzecia błędów. :)
Jeśli wy znajdujecie jakieś mocno rażące was błędy - napiszcie nam o tym w komentarzu! :)
Dotrwałeś, aż dotąd? - Gratulacje! - Zostaw po sobie ślad - będziemy wdzięczni za komentarz! :)
Pozdrawiam Was mocno, Iadala 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Książka pod lupą #12 - "Klątwa tygrysa"

Colleen Houck - "Klątwa tygrysa"

"Magnetyczne oczy tygrysa.
Pradawna klątwa, którą zdjąć może tylko ona.
Namiętność silniejsza niż strach.
Razem muszą stawić czoła mrocznym siłom.
Czy poświęcą wszystko w imię miłości?"
Kelsey Hayes to zwyczajna nastolatka - co prawda straciła rodziców, jednak całkiem dobrze zaklimatyzowała się w przybranej rodzinie. Gdy skończyła szkołę średnią postanowiła w wakacje popracować, by zarobić nieco na studia. Propozycja jaką uzyskała w pośredniaku to dwutygodniowa pomoc w cyrku. Dziewczyna zgodziła się, widząc, że będzie musiała pomagać przy tygrysie, który jak się okazało później, oczarował ją. Był nadzwyczaj łagodny i niemalże "ludzki". Połączyła ich niezwykła więź przyjaźni.

"Na plakacie widniało zdjęcie białego tygrysa. Proszę, proszę, pomyślałam. Witaj, mam nadzieję, że nie ma was więcej... i że pożeranie nastolatek nie sprawia ci szczególnej przyjemności."

Pewnego dnia w cyrku pojawia niezwykły człowiek - Anik Kadam - który odkupuje tygrysa Dhirena od właściciela i proponuje Kelsey by ta towarzyszyła mu w drodze do indyjskiego rezerwatu tygrysów, czyli Narodowego Parku Ranthambone. Dziewczyna po zastanowieniu zgadza się - w końcu może być to niesamowite doświadczenie. Może zwiedzić Indie i dodatkowo dostać za to wynagrodzenie.

Wszystko jest wspaniałe - a szczególnie przelot luksusowym samolotem. Dalsza podróż niestety ma się odbyć już bez Pana Kadama - Kelsey trochę się tego obawia i służnie. Jej kierowca nagle znika, gdy ta poszła do sklepiku na stacji benzynowej. Jedynym szczęściem jest to, że odnajduje swojego tygrysa wśród zarośli i podążając za nim przedziera się przez puszczę. Tylko co się stanie, gdy okaże się, że Ren to tak naprawdę indyjski książę, który został przeklęty? Czy Kelsey zgodzi się pomóc mu zdjąć klatwę i zyskać przychylność bogini Durgi? Przed parą wiele niebezpieczeństw, zadań i przygód. Między nią, a błękitnookim tygrysem pojawi się uczucie, tylko czy będzie ono w stanie to przetrwać?

"Zakochanie się w nim byłoby jak skok do wody z wysokiego klifu: mogłoby się okazać albo najbardziej emocjonującym, co mi się kiedykolwiek przytrafiło, albo najgłupszym błędem jaki w życiu popełniłam. Sprawiłoby, że miałabym po co żyć, albo roztrzaskałoby mnie o skały i połamało na zawsze."

"Klątwa tygrysa" to książka, która prawdę mówiąc przyciągnęła mój wzrok czarującą okładką. Jest na niej przedstawiony tygrys - biały tygrys z niezwykłmi oczami i hipnotyzującym wzrokiem. Sam opis książki nie zachęcił mnie zbytnio do przeczytania - no może jedynie motyw tygrysa, który niezwykle rzadko przewija się we współczesnej literaturze. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia i prezenty przyniosły mi pierwsze trzy tomy tej serii. 

Rozpoczynając czytać lekturkę, byłam nieco zawiedziona - pierwsze kilka stron naprawdę zanudza, ale już później pojawia się Dhiren i robi się coraz ciekawiej, dlatego warto się przełamać i dotrzeć do dalszej treści.
Powiem krótko - książka jest wspaniała! Dobrze wyważone opisy, niezwykle ciekawie i barwnie ujęta kultura indyjska, nawiązania, zwroty i symbole bardzo mi się spodobały. "Klątwa tygrysa" wręcz przyssała się do mojego serca i szybko ją "pochłonęłam". Nie mogłam się doczekać następnych wydarzeń, bo ta część zostawia nam wiele pytań.

"Klucz do szczęścia to starać się wykorzystać to, co przyniesie los, i być za to wdzięcznym."

Fabuła nie jest do końca przewidywalna - koniec książki był dla mnie wielkim i co prawda bolesnym zaskoczeniem. Autorka wykreowała zupełnie inną powieść - nie ma w niej nic o wampirach i wilkołakach, a mimo to, ma wątek fantastyczny, który bardzo mi się spodobał. Pokochałam tę książkę i polecam ją każdemu fantaście. <3 Dobra treść, świetna fabuła, akcja, niezwykłe postacie i kultura indyjska to ciekawe połączenie. W dodatku ta książka jest kopalnią bardzo interesujących cytatów.  :)

Iadala :)



piątek, 25 lipca 2014

"Kilka słów o..." #10

Kilka słów o... Pisaniu własnych opowiadań na blogach i forach


Pisanie własnej opowieści... Pewnie każdy, kto jest zapalonym książkomaniakiem, kiedyś wpadł na pomysł napisania czegoś "swojego". Nieważne, czy to był fanfick, opowiadanie, tak zwana krótka, bez dokończenia "miniaturka", czy cała książka. Po prostu chciał coś napisać, może marzyła mu się kariera pisarska, może próbował tego jako hobby, czy po to, aby poćwiczyć swoje słownictwo... A może po prostu chciał zobaczyć, jak to jest... Czy ma talent, czy wręcz przeciwnie. Według mnie to świetny pomysł, każdemu polecam spróbowania własnych sił w amatorskim pisarstwie, ale na początek, chciałam udzielić czegoś, co mało kto lubi - paru rad.


Pozwólcie, że zacznę od swojej, długiej, wzruszającej opowieści (takiej, jaką dają ci źli, zanim podejmą próbę zabicie tych dobrych). Swoją przygodę z pisarstwem zaczęłam na dwa sposoby na raz - na papierze i do internetu. Zacznę od tej drugiej - czytałam po raz któryś sagę Harry Potter, kiedy wpadł do mojej łepetyny pewien pomysł - czemu by nie napisać coś swojego, dziejącego się w świecie HP?! I to w dodatku z własną, wymyśloną postacią? Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to jest fanfick, a od razu, tuż po wymyśleniu imienia dla mojej stworzonej bohaterki, poleciałam do komputera, aby utworzyć bloga. Znalazłam zdjęcia, motyw, wszystko fajnie, tylko, że...

No właśnie - tylko brakowało dobrego tekstu, interpunkcji, stylistyki (miałam wtedy z 12 lat, mój pierwszy pisany tekst itp.)... Pomysł po jakimś czasie też uleciał. Ale ja o tym nie wiedziałam. Wadą pisania na blogach jest to, że ciężko jest trafić na kogoś, kto cię skrytykuje, ale ujmując to tak, żebyś wiedział co robisz źle i jak to naprawić. Dlatego, jeśli zaczynasz swoją pisarską przygodę, albo: 
  • Nie rób tego na blogu - tylko najlepiej na forum pisarskim;
  • Jeśli już musisz, znajdź sobie dobrą, doświadczoną betę, która nie tylko poprawi ci błędy, ale też, w ich miejsce da parę słów od ciebie, bądź zaznaczy to, co jest źle i da wskazówki, jak to masz poprawić. Do tego jest raczej ogólnodostępna, tzn. nie znika na parę miesięcy, z twoim, niesprawdzonym rozdziałem Ja, na moje szczęście trafiłam na taką osobę, ale dopiero później, a szkoda. Mogłam mieć lepszy "wylot z gniazda". 

Jak już wspomniałam wcześniej, pisałam też na papierze, dzięki czemu mogłam bardzo łatwo i szybko dawać komuś coś do przeczytania, jednakże po jakimś czasie, tak jak i na blogu, znudziło mi to się. Potem jeszcze założyłam nowego, z innym fanfiction, gdzie trafiłam na pierwszą betę, niestety, jej pomoc polegała tylko na tym, że wysyłała mi sprawdzony tekst, bez żadnych uwag, zaznaczenia błędów itp. Ja, jako przedstawiciel osoby leniwej, nawet nie zaglądałam, co i czy w ogóle poprawiła. Dopiero na forum, zaproponowała mi pomoc beta, która mi bardzo pomogła. Na początku nieco mnie irytowały jej uwagi (człowiek nie lubi być krytykowany ), ale z czasem jakoś zaczęłam podchodzić do tego z dystansem. Dzięki niej teraz wiem bardzo dużo o interpunkcji w tekstach pisanych na komputerze, stylistyce, poprawiłam swój styl i w ogóle. Poza tym zawsze służyła radą i wiedzą (była chyba o jakieś 5 - 7 lat starsza). Pomogła mi w ficku o wojnie, co byłoby możliwe, a co nie, podzieliła się swoją wiedzą o truciznach itp. Nie utrzymuję z nią kontaktu, bo nasze konwersacje dotyczyły tylko tematów, rad i sprawdzania ficków, ostatnio ciągle jej nie było, a jakiś czas wcześniej stwierdziła, że beta nie jest mi już potrzebna, więc tak jakby nasz kontakt się urwał. Mimo to, bardzo jestem jej wdzięczna, że dzięki niej wyrwałam się ze strefy beznadziejnych fanficków, pisanych na bezkrytycnych blogach, czy ostro krytykujących forach. Takich bet, to ze świecą szukać. :c


To jest moja historia - teraz was wszystkich porozstrzelam. xD Albo nie - może dodam parę słów podsumowujących i rady w skrócie, o ile was wcześniej nie zanudziłam. Tak, więc - jeśli dopiero zaczynacie, a boicie się krytyki i nie chcecie się w tym rozwijać, za to pływać w przesłodzonych pochwałach - idźcie z tym na bloga. Od razu mówię, że nie mam nic przeciwko blogom z opowiadaniami - wręcz przeciwnie! Jednak, jeśli o mnie chodzi, poleciłabym je komuś z większym doświadczeniem pisarskim. Zaś co do forum - to już inna sprawa. Naprawdę warto tam iść z opowiadaniem, jeśli chcecie się czegoś nauczyć. Na niektórych forach krytykują strasznie, na innych nieco mniej - cały sęk w tym, że trzeba się na tą krytykę przygotować i nie brać jej, a zamiast to rady (które nie wszyscy niestety dają, ale to już inna sprawa) do serca. No i łatwiej tam znaleźć dobrą betę. :)


Podsumowując - jeśli zaczynasz i zamiast bety, wolisz iść na własną rękę to:
  • Sprawdzaj zawsze błędy w swoich tekstach (robi to za ciebie Word, ale jeśli, tak jak ja, go nie posiadasz, możesz skorzystać z Writera). Oczywiście każdemu zdarzają się pewne literówki, jak pisze szybko, więc sądzę, że na to, przeciętny czytelnik powinien przymknąć oko, w przeciwieństwie do bardzo rażących błędów ortograficznych.
  • Zaprzyjaźnij się z interpunkcją - to nie jest wcale takie trudne. Trzeba tylko strzelać wszędzie (ale tam gdzie trzeba!) przecinkami i spacjami. Nie będę się tu rozpisywać, bo na całą interpunkcją potrzebowałabym chyba osobnego posta. ;D
  • Nie wysyłaj tuż po napisaniu nowego rozdziału w internet. Daj mu trochę w swoim schowku poleżeć, przemyśl wszystko, przeczytaj jeszcze raz - może zmienisz zdanie, znajdziesz błędy, albo dojdziesz do wniosku, że ta historia jednak nie trzyma się kupy? Nic się tekstowi nie stanie, a tym może znajdziesz coś, czegoś wcześniej nie dostrzegałeś w swoich tekstach 
  • Pamiętaj, że jeśli nie piszesz na blogu, jesteś bardziej wystawiony na mniej, lub bardziej ostrą krytykę. Nie ignoruj jej, ale też nie załamuj się i nie rezygnuj z pisania, tylko dlatego, że jakiemuś hejterowi się nie podoba. Każdy ma swoje zdanie, nikt nie jest idealny, no ale bez przesady. :) 
  • Zawsze, zanim opublikujesz chociażby prolog, rozpisz sobie gdzieś na papierze, czy w prywatnych, komputerowych notatkach, całą historię, od początku do końca, najlepiej bezokolicznikowo, czy jak plan wydarzeń - będzie szybciej. :) I rób notatki - plan budynków, kto ma/ będzie miał jaki zawód, imiona przyszłych kochanków itp. Dzięki temu, pisząc wcześniejsze rozdziały, będziesz pamiętał, aby umieścić, że Kaśka ma alergię na orzechy, jeśli pod koniec chcesz, żeby nagle miała atak. I nie napiszesz raz, że kwiaciarnia jest dwa domy dalej, a parę rozdziałów później bohater będzie tam szedł przez cały dzień. ;)
Na tym kończę swój słowotok - powodzenia przyszli pisarze! :)

/Lana

środa, 23 lipca 2014

Liebster Blog Award - Iadala :)

Witajcie! :)

Dzisiaj trochę inny rodzaj postu, albowiem zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Lost in Dreams! (http://books-myworld.blogspot.com/) Bardzo dziękuję za nominację :)

Teraz czas na pytania, jaka droga Lost in Dreams wymyśliła:

1. Co Cię inspiruję? 
Szczerze mówiąc - prawie wszystko. Może to banał, ale potrafią mnie inspirować różne rzeczy, począwszy od tekstów piosenek, przez wypowiedzi ludzi wokół mnie, aż po różne widoki, krajobrazy, przedmioty. Kiedyś do pisania zainspirował mnie nawet ból gardła! Tak, wiem, jest to bynajmniej dziwne, ale czy ktoś mówił, że jestem normalna...? ;)

2. Gdy czytasz książkę/oglądasz film jacy bohaterowie są Ci najbliżsi? Jakie mają charaktery?
Mojemu sercu najbliższe są nieśmiałe osoby, mające rozbudowany, ciekawy, lecz mocno skryty charakter. Dlaczego? Cóż, sama taka byłam przez większość swojego życia, dopiero niedawno zaczęłam otwierać się na świat.

3. Kiedy pada deszcz uważasz, że dzień jest stracony, czy może masz pozytywne nastawienie? 
To zależy od dnia! Gdy nieraz wstaję i widzę szare bloki, ulewę i grafitowogranatowe niebo, to nie mam sił na nic... Najlepiej byłoby wrócić do ciepłego łóżka i nie wstawać, dopóki nie wyjdzie słońce. A czasem, potrafię stać w deszczu z uśmiechem na ustach. :) A wieczorne burze, czy ulewy kocham! Najczęściej wychodzę wtedy na balkon, wystawiam ręce za balustradę i wystawiam twarz w stronę lecących kropli. To takie moje małe zboczenie. ;)

4.  Jak najchętniej spędzasz wolny czas? 
Mam wiele opcji: czytanie, pisanie, słuchanie muzyki, spotkania z przyjaciółmi, wypady na basen, spanie, siatkówka, spacery po mieście i... zadania z chemii (tak, jestem dziwna i tak, lubię chemię). :)

5. Co pomaga Ci się skupić, a co Ci przeszkadza? 
Jeśli potrzebuję naprawdę mocno się skupić, to potrzebuję ciszy, bądź cichej muzyki. Generalnie mam podzielną uwagę i przeważnie ucząc się, obok siebie mam komputer z włączonym facebook'iem, w tle włączony telewizor (najczęściej Polsat Sport HD, bądź Polsat Sport Ekstra HD xd - bądź każda inna stacja, jeśli jest tam tylko transmitowana siatkówka) i milion innych rzeczy, a mimo to, uczę się doskonale. :)

6. Czy jesteś osobą ambitną?
Jak cholera! (Przepraszam za wyrażenie. ^.^) Jestem strasznie ambitna, praktycznie we wszystkich strefach życia. Uwielbiam być najlepsza we wszystkim co robię (taka ślizgońska cecha), jednak przeboleję porażkę. ;) 

7. Pięć tytułów książek, lub filmów, które twoim zdaniem zasługują na szczególną uwagę.
"Szukając Alaski" - John Green
"Gra Endera" - Orson Scott Card
"Wyścig Śmierci" - Maggie Stiefvater
"Numery" - Rachel Ward
"Cienie na księżycu" - Zoë Marriott 

8. Jaki kraj, lub nasze rodzime zabytki budzą twoją ciekawość i chciałabyś poznać je bliżej?
Moim marzeniem jest wyjazd do Indii, Australii i Rosji. Czy się uda? Nie wiem... 
Z krajowym perełek, chciałabym zwiedzić Wrocław (za rok powinno się ziścić), bardziej poznać Warszawę, Poznań, Bydgoszcz ^.^

9. Jesteś typem marzyciela, czy twardo stąpasz po ziemi?
Staram się twardo stąpać po ziemi, bo życie mnie już mocno doświadczyło, jednak mam w sobie nutkę marzyciela. Czasem mam różne "wizje" swojej przyszłości, takiej jaka mi się marzy. :)

10. Gdyby ktoś zaproponował Ci podróż dookoła świata w 80 dni, wyruszyłabyś? Dlaczego tak/nie?
Tak. Zdecydowanie, tak. Do tej pory nie miałam zbyt wielu okazji do wyjazdów za granicę, nie byłam nigdzie dalej niż Czechy, czy Słowacja. Jestem ciekawa świata i od lat marzy mi się taka podróż!

11. Czy chciałbyś zamieszkać gdzieś poza Polską?
Szczerze - nie wiem. Nigdy nad tym nie myślałam. Co prawda czyniłam plany np. lepszej nauki języka, gdybym gdzieś wyjechała, ale raczej nie byłby to wyjazd do końca życia...



Nominuję:

Marcela Pomper - Books are the mirror of soul
Oxuria - Oxu
Elfik Book - Lustrzana nadzieja
Aidê - Listy do Pani M.
Zakochana Księżniczka - Zakochana w treści
Sylwia Tylkowska - Moje spojrzenie na kulturę
i wszyscy, którzy chcą dołączyć! :)

PYTANIA!

1. Od jakiego czasu jesteś "książkoholikiem"?
2. Jakie książki najchętniej czytasz i dlaczego?
3. Lubisz chodzić do kina? 
4. Ostatni film jaki obejrzałaś, to...? Jak ci się podobał?
5. Co sprawia, że na twojej twarzy pojawia się uśmiech?
6. Czy jesteś idealistą?
7. Twój sposób na nudę...?
8. Jak powstał pomysł założenia bloga?
9. Co cię inspiruje do pisania postów?
10. Jaki jest twój ulubiony bohater książkowy?
11. Pięć książek które poleciłabyś każdemu, to...?


_________________________________
Co sądzicie o takich akcjach, jaką jest LBA?
Czekam na wasze komentarze! :)
Pozdrawiam, Iadala



poniedziałek, 21 lipca 2014

Książka pod lupą #11 - "Szukając Alaski"


John Green - "Szukając Alaski"

"Tak wielu z nas musiało żyć z tym, co zrobili, bądź z tym, czego nigdy nie zrobili. Z tym, co się nie udało, z tym, co w danej chwili wydawało się właściwe, ponieważ nie potrafiliśmy przewidzieć przyszłości. Gdybyśmy tylko potrafili dostrzec niekończący się ciąg konsekwencji naszych najmniejszych czynów. Jednak nie możemy wiedzieć więcej - do czasu, aż taka wiedza stanie się bezużyteczna."

"Porównywany z przełomowym "Buszującym w zbożu" J.D. Salingera literacki debiut Johna Greena to powieść o myślących i wrażliwych młodych ludziach. Zbuntowanych, szukających intensywnych wrażeń i odpowiedzi na najważniejsze pytania: o miłość, która wywraca świat do góry nogami, o przyjaźń, której doświadcza się na całe życie.
Niezapomniana opowieść o odkrywającym życie Milesie zakochanym w szalonej, zbuntowanej Alasce, dzięki której odnalazł Wielkie Być Może – czyli najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości."

Kolejna powieść Johna Greena, została porównana do genialnego "Buszującego w zbożu" (Którego nie miałam okazji, jeszcze przeczytać...) i muszę stwierdzić, że prawdopodobnie zasługuje na ten tytuł. Tym razem autor, pokazuje nam normalną młodzież, ale czy do końca jest ona taka zwyczajna?

Głównym bohaterem jest Miles Halter, szesnastolatek, omamiony marzeniami, wiodący do tej pory życie samotnika, wreszcie wyruszający do rygorystycznej szkoły Culver Creek, w poszukiwaniu własnego Wielkiego Być Może. Czym ono jest? Na razie tego nie wie. Ma być to po prostu najlepsze przeżycie rzeczywistości, zmieniające cel jego życia. Miles, szybko zapoznaje się ze swoim niskim, ale niezwykle żywiołowym współlokatorem - Pułkownikiem - oraz jego przyjaciółmi Takumim, Larą i piękną, urzekającą Alaską Young, otrzymując jednocześnie wspaniały pseudonim "Klucha".

"- Dlaczego palisz tak cholernie szybko? - zapytałem.(...) Uśmiechnęła się, rozradowana jak dzieciak w ranek Bożego Narodzenia i rzekła:- Wszyscy palicie dla przyjemności. Ja palę po to, aby umrzeć."

Nastolatkowie nie boją się łamać regulaminu, a Klucha po pewnym czasie przełamuje swoje opory przed wejściem w "złe towarzystwo" - jakby to nazwali jego rodzice. Picie, palenie, głupie żarty, łamanie ciszy nocnej, przebywanie w zakazanych pokojach to codzienność. W tym miejscu można by pomyśleć - czyżby miałaby być to kolejna książka o nudnym życiu, przeciętnych nastolatków? Jednak po tak wybitnym erudycie, jakim jest, przynajmniej według mnie, John Green, możemy oczekiwać czegoś więcej - i oczywiście dostajemy to!

"Szukając Alaski", mimo tego, że na początku nie do końca to widać, jest wspaniałą, refleksyjną, pełną życiowych prawd i przemyśleń, powieścią. Brnąc coraz dalej, w kolejne strony tekstu, treść coraz bardziej nas wciąga. Pierwsza połowa - PRZED - jest zdecydowanie lżejsza, a - PO - bardzo mocno naładowana podłym, smętnym nastrojem, ale też wieloma refleksjami. Czym jest nasz labirynt cierpienia? Jak się z niego wydostać? Jaką wagę odgrywa miłość, przyjaźń i religia w naszym życiu? Czy niefortunne zdarzenie z przeszłości, problemy rodzinne, brak akceptacji, niezrozumienie, uprzedzenia mogą mieć wpływ na twoje życie, bądź śmierć? Czym jest nasze Wielkie Być Może? Czy warto dążyć do jego odnalezienia? Jakie tajemnice może skrywać pozornie szczęśliwa Alaska? 

"Budda twierdził, że przyczyną cierpienia jest pożądanie i że gdy ustaję pożądanie, ustaje cierpienie."

John Green, jak zwykle stawia nas przed niezwykłymi, trudnymi pytaniami, które mogą nas porządnie zagnieść emocjonalnie i psychicznie. Całą książkę, przeczytałam z małymi przerwami, cierpiąc po niej przez trzy tygodnie na "kaca moralnego i książkowego". Początkowy nastrój książki jest niezwykle łatwy w odbiorze, autor pokazuje swój oryginalny humor, jednak później jest coraz bardziej poważny i zmuszający czytelnika do refleksji. "Szukając Alaski" to według mnie książka dla dojrzałych emocjonalnie odbiorców, którzy będą zdolni docenić mocny, głęboki warsztat twórczy Greena, poruszający morale osób, potrafiących zrozumieć ukryte motywy, oraz kolejna kopalnia wspaniałych cytatów, mających niezwykły wpływ na czytelnika. Powieść polecam każdemu, chociażby, po to, aby zapoznać się z ciekawym, oryginalnym stylem Greena, by powoli uświadamiać sobie okrutność życia oraz to, że niektórzy są jedynie pozornie szczęśliwi... Na sam koniec, moich nocnych wypocin, zostawiam was z pytaniem, z tej fascynującej lektury:

"Jak ty-właśnie ty-zamierzasz wydostać się z tego labiryntu cierpienia?". 



___________________________________________________
Mam nadzieję, że recenzja się wam spodobała. :)
Jeśli przeczytałeś - skomentuj, doceń naszą pracę. :)

Tekst opublikowany również na moim blogu. 
Pozdrawiam, Iadala

sobota, 19 lipca 2014

"Książki z nieznanej półki" #5

Patrick Süskind - ,,Pachnidło. Historia pewnego mordercy"



Znając siebie, nigdy bym nie wypożyczyła tej książki. Już okładka dała mi do myślenia, że jest to kolejne nudne powieścidło, którego akcja odgrywa się na francuskim dworze, co jednak nie okazało się prawdą. Moja bibliotekarka poradziła mi, abym ją jednak wypożyczyła. Zrobiłam to niechętnie, ale już po pierwszych stronach przekonałam się, że ta książka jest genialna.

Sam autor w moich oczach okazał się wspaniałą osobistością. Pan Süskind, jako osoba unikająca światła fleszów oraz wywiadów, których udzielił niewiele, wielokrotnie odmawiał przyjęcia takich nagród literackich jak chociażby Nagrody Gutenberga, Nagrody Tukana, czy Nagrody Literackiej FAZ (Frankfurter Allgemeine Zeitung). Autor ten utożsamia się z postacią główną swojej wybitnej powieści, ponieważ zupełnie jak Jan Baptysta Grenouille, bohater ,,Pachnidła", obnosi się ze swoim sukcesem w samotności, nie potrzebując poklasku innych ludzi. Jednak Grenouille robił tak z powodu nienawiści do nas – ludzi, słabych istot. A Patrick Süskind? Niewiadomo.

Akcja utworu odgrywa się w XVII-wiecznej Francji. W najbardziej śmierdzącym zakątku owej metropolii – pomiędzy ulicami aux Fers i de la Ferronnerie, a mianowicie na Cmentarzu Niewiniątek w Paryżu, 17 lipca 1738 roku przyszedł na świat Jan Baptysta Grenouille, którego matka zostawiła na śmierć zaraz po porodzie. Miał wiele mamek, albowiem żadna nie mogła się przyzwyczaić do jego osobliwej cechy, jaką był brak zapachu. Grenouille był wyjątkowy, choć nie odznaczał się urodą, a niepospolitym zmysłem węchu, za pomocą którego odkrywał świat. Młodzieniec, poznawszy wszystkie zapachy, jakie można spotkać w całym Paryżu, począł poszukiwać zapachu najwspanialszego. Uczył się u mistrzów perfumiarskich, pragnąc poznać sposób na zamknięcie w butelce wonności nad wonnościami, która miała pochodzić z dziewiczego kobiecego ciała. Poszukując doskonałego dziewczęcego zapachu stał się mordercą...

W tej książce podobał mi się najbardziej chyba po prostu sposób, w jaki autor ukazał świat przedstawiony. To musiało być niesamowicie trudne opisywać wszystko w taki sposób, aby czytelnik potrafił sobie wyobrazić wszystko za pomocą opisywanych zapachów. To fenomen w literaturze. Oryginalna koncepcja autora sprawiła, że książka pachnie nader świeżo. Każdy znajdzie coś dla siebie w tej książce: czytelnicy spragnieni fabuły – efektowną, ,,mocną" akcję; miłośnicy powieści – proze więcej niż perfekcyjną; odbiorca skłonny do refleksji – głęboką przypowieść.

Książka ta znalazła się szybko na liście moich ulubionych, która, nawiasem mówiąc, jest dość krótka i zwięzła. Wybija się ponad przeciętność i to sprawia ją tak wyjątkową i wartą przeczytania. Myślę, że każdy fan dobrej literatury powinien odbyć podróż po historii pewnego wyjątkowego mordercy.

/Isa

Drogi czytelniku! 
Jeśli przeczytałeś tą recenzję, zostaw po sobie ślad :)
Napisz co o niej sądzisz w komentarzu :)
Dziękujemy!

czwartek, 17 lipca 2014

"Kilka słów o..." #9

Czołem Kochani!

Cały dzisiejszy dzień zastanawiałam się o czym napisać. No i wreszcie mnie natchnęło! Chciałabym poruszyć temat dość nietypowy, ale także związany z książkami. Otóż ta rzecz, to zaznaczanie strony gdy czytamy książkę. Ja osobiście lubię korzysta z zakładek, lecz znam też takie osoby które mogą zaznaczać strony pierwszą lepszą rzeczą jaka im wpadnie w ręce lub nawet zaginać rogi kartek. Jestem nauczona przez moją nauczycielkę z polskiego, że nie zaginamy rogów, bo książka się niszczy. Chociaż muszę przyznać, że nie jestem święta, ponieważ zdarza mi się czasami zagiąć karteczkę. 

W moim krótkim, lecz ciekawym, życiu przeczytałam już nie małą liczbę książek i zawsze miałam do tego zakładki. Czy to dostawałam w prezencie, czy była już razem z kupowaną przeze mnie książką, lecz zawsze mi towarzyszyła. Niedawno pojawiła się moda na zakładki z magnesem. Są one poręczne i do tego nie spadają ze strony. Ja osobiście je uwielbiam! Polecam, są bardzo ładne i kolorowe w księgarni Matras. Ale, ale... To przecież nie jest historia o mnie i moich zakładkach. Moim zadaniem jest zachęcić Was do używania ich. 

Kilka powodów dla których powinniście korzystać zakładek:­ - są ładne i wygodne - książka się nie niszczy - nie trzeba szukać strony po całej książce (jeżeli nie używacie zakładek tylko zapamiętujecie numery stron). To tylko kilka z powodów, dlaczego zakładki są potrzebne książkom. Nie możemy również zapomnieć o tym, że czasami przy okładce jest tak zwane ,,skrzydełko'' które pozwala nam też zaznaczać strony. Często na tym skrzydełku jest opis książki, kilka informacji o autorze, cytat z danej powieści lub recenzje czytelników.Jednak ja jestem wierna moim ukochanym zakładkom i przy nich zostanę już chyba na zawsze. Ale tak naprawdę to myślę, że nie liczy się to jak zaznaczamy książki, lecz to że mamy wspólną pasję, czyli czytanie ich. <3

Tak przy okazji macie zdjęcie moich zakładeczek. :D


To dopiero mój drugi wpis na tego bloga, ale myślę, że jak znajdę czas na pisanie to coś jeszcze Wam prześlę. <3 A na razie przesyłam Wam tylko buziaki i życzę Wam miłego dnia. :*

~Lena :)

niedziela, 13 lipca 2014

"Kilka słów o..." #8

Kilka słów o... blogu recenzenckim oraz Mirror of soul :)


Dzisiaj trochę inny rodzaj notki - w ramach chęci przybliżenia czytelnikom pracy bloggera, który prowadzi blog recenzencki i współpracuje z wydawnictwami, przeprowadziłam wywiad z Marcelą, z bloga Books are the mirror of soul! :)

Nie przedłużając, przedstawiam wam moją rozmowę z Mirror!

__________________________________


1. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem i skąd wziął się pomysł na założenie bloga z recenzjami?

Moja przygoda z blogowaniem zaczęła się jeszcze przed założeniem bloga recenzenckiego, wtedy to pisałam opowiadanie i fanfik. Ale czułam, że to jednak nie moja bajka. Już wtedy uwielbiałam czytać - rodzice wychowali mnie na bajkach, potem coś ciężko mi było zaprzyjaźnić się z literaturą, ale jak widać teraz przyjaźń kwitnie.

Założenie bloga z recenzjami to był spontaniczny pomysł - kiedy odkryłam serwis lubimyczytac.pl i poznałam osoby prowadzące blogi (wcześniej nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje), pewnego wieczora stwierdziłam, że i ja chcę w ten sposób zachęcać do czytania nie tylko znajomych ale i innych, polecić czy odradzić komuś lekturę czy po prostu napisać co sądzę o danej książce. I jak widać udało się. :)


2. Skąd pomysł na tak oryginalną nazwę bloga?

A to drugi spontaniczny pomysł! Wpisywałam kilka kombinacji i każda była już zajęta, po którymś tam razie stwierdziłam, że trzeba znaleźć coś innego. A że akurat uczyłam się przysłów z angielskiego, i spodobało mi się: “Eyes are the mirror of the soul...”, które jak się okazuje jest cytatem z książki autorstwa Paula Coelho. Zamieniłam tylko słowo "oczy" na "książki" i powstała nazwa bloga jak i skrót do Fan Page'a: Mirror of soul. Zbieg przypadków sprawił, że nazwa świetnie pasuje do mojego charakteru i szczypty tajemniczości - a o to mi chodziło. :)

3. Nazwa świetnie pasuje! Wiele osób, na pewno zastanawia się, czy prowadząc samemu tak, znanego i świetnie prosferującego bloga, ciężko jest pogodzić np. naukę, życie towarzyskie itd... Jak Ty sobie z tym radzisz?

Miło mi, że i ktoś inny tak sądzi Ależ mi słodzisz Droga Olu! Wracając do pytania - wiele osób z mojej szkoły o to pyta. Na wszystko znajdę czas, zwłaszcza, że działam w kilku organizacjach i portalach - można mnie teraz wyśmiać. Ale da się wszystko ogarnąć - naukę zwykle odkładam na późno - nocne godziny i jakoś na oceny na koniec roku nie narzekam. Ze znajomymi też się spotykam, czy rozmawiam przez telefon. Ogólnie jeśli mam coś zrobić, to potrafię siedzieć do rana, byleby wszystko było. A, że jestem osobą, co robi na ostatnią chwilę wszystko - często tak się dzieje. Czyli w skrócie moje życie biegnie spokojnie, optymistycznie i czasem spontanicznie. 

4. Obecnie współpracujesz z wieloma autorami i wydawnictwami. Od kiedy zaczęłaś współpracować z wydawnictwami? Czy dajesz radę, mając tak wiele obowiązków?

Nazbierało się tego przez ponad rok troszeczkę.  Hm... z tego co pamiętam to jakoś w kwietniu, czyli 2 miesiące po założeniu bloga dostałam wiadomość od autorki "Arisjańskiego fioletu" - Poli Pane z taką propozycją. A kilka dni później od Wydawnictwa Borgis z pytaniem o współpracę. Ale szczerze przyznam, że na początku musiałam czerpać z rad starszych koleżanek po fachu, bo nie wiedziałam, że coś takiego jak współpraca z wydawnictwem czy egzemplarz recenzencki istnieje. Teraz jednak "nastały nowe czasy", bo wielu bloggerów o tym mówi i pisze. Bardzo jednak się cieszyłam i nadal cieszę, że wydawnictwa i autorzy mi ufają i powierzają swoje perełki. Co do dawania rady, to jakoś sobie daje - bywają miesiące, gdy niestety ciut muszę zwolnić z czytaniem, bo są inne sprawy, ale ogólnie to wyrabiam na wszystkie terminy.

5. Taka współpraca, to na pewno wspaniała sprawa - masz wielki dostęp do różnych książek. Jakie się zalety, a jakie wady współpracy recenzenckiej?


Oj zgadzam się z Tobą - rzecz wspaniała i cenna, bo niestety, gdybym miała kupować wszystkie książki, które mnie interesują, pewnie teraz by mnie tu nie było, bo tonęłabym w długach. xD

Zalety takiej współpracy, to jak już powiedzieliśmy - dostęp do skarbnicy książek takiego wydawnictwa, możliwość otrzymania książki przed jej oficjalną premierą, współpraca z przemiłymi ludźmi, co warto powiedzieć otwarcie - otrzymujemy je za darmo, no i oczywiście wydawca nie wymusza na nas, że jeśli ofiaruje nam książkę, wychwalamy wniebogłosy, bo to dostaliśmy - wydawca daję wolną rękę co do opinii no i oczywiście książka przechodzi na naszą własność, więc możemy zrobić z nią to, co nam się żywnie podoba.

Wadami natomiast jest termin, w jakim recenzent musi napisać recenzję, czas jaki poświęcamy na przeczytanie dzieła, czasem nawet wpychanie na siłę lub bez naszej wiedzy dodatkowych powieści, której nie mamy ochoty przeczytać (ale to zdarza się raz na milion).

Jest to więc rzecz bardzo miła, ale trzeba też wziąć wszelaką odpowiedzialność i mieć umiar. Bo jakbym miała pozamawiać z tuzin książek do recenzji - to coś czuję, że fizycznie bym nie wyrobiła.


6. Dokładnie! Myślę, że bloggerów, może zainteresować też fakt, jak zdobyłaś tak liczne grono obserwujących, czy też fanów na fanpage'u. Czy reklamowałaś gdzieś swojego bloga, starałaś się go rozgłosić, czy poszłaś, na tzw. "spontan" - co będzie, to będzie? 

Z tego co patrzę, to chyba całe to moje blogowanie to spontan i tzw. co będzie, to będzie Jakoś wielce nigdzie tego nie rozgłaszałam, po prostu czytałam blogi innych, komentowałam wpisy. Nic po za tym. Dużą reklamę jednak daje udostępnianie prze autorów czy wydawnictwa recenzji - możliwe, że nowe osoby wchodzą... i czasem zostają na dłużej Nadal się zastanawiam, że tyle osób ze mną wytrzymuje! I to tak długo... Ale dzięki np. niektórym wpisom poznałam wielu obecnych znajomych i przyjaciół, i często na wzajem się wspieramy. Taka jedna wielka rodzina. :)

7. Teraz pytanie typowo czytelnicze. Co najchętniej czytasz i co poleciłabyś naszym czytelnikom?

Jak można zauważyć w większości jest to literatura fantastyczna, ale też czytam dużo książek typowo młodzieżowych, jak i romansów. Jednak, jeśli książka przyciągnie mój wzrok, to z chęcią po nią sięgam, ostatnio np. czytałam pierwszy kryminał, kiedyś nawet sięgnęłam po thriller psychologiczny. Ale na dystans trzymam się od książek historycznych i religijnych - to nie moja bajka niestety. Za to cenie sobie literaturę naszych rodzimych pisarzy - bo i w naszym kraju można znaleźć istne perełki!

A co poleciłabym czytelnikom? Trudny orzech do zgryzienia, przy tak wielu ciekawych książkach... Chyba jednak sami będą musieli spojrzeć i wybrać coś dla siebie z polecanych przeze mnie książek Bo sama musiałabym tu duuużo wymieniać.


8. "Szacunek do książki" - czyli o tym jak ją traktować. Niektórzy rzucają je gdzie popadnie, używają dziwnych zakładek, piszą po kartkach... Co o tym sądzisz i jak sama traktujesz książki?

Taakkk, tu wypowiedzieć by się mogli moi znajomi ze szkoły, których czasem aż szokuję zachowaniem i troską o książki. Mam na tym punkcie poważnego bzika - nie ważę się niszczyć książki np. do szkoły, jak wkładam ją do plecaka jest w 3 kopertach bąbelkowych, by się nie uszkodziła. Dlatego jak patrzę na niektóre książki w bibliotekach, to aż serducho się kraja... Co do innych - jak każdy traktuje książki to jego sprawa, ja wiem, że za moimi do wody bym wskoczyła, by je ratować, pewnie topiąc się przy tym. xD Takie tam zboczenie zawodowe już... A pisanie po książkach uznaję jeśli chodzi o autograf lub dedykację - nie koniecznie od autora, ale tylko w tych przypadkach.


9. Masz jakieś rady, które, mogłabyś przekazać innym bloggerom? Lub osobom myślącym nad założeniem bloga?

Jest jedna rada, którą chętnie się podzielę - jeśli ktoś z Was chciałby założyć bloga, a zastanawia się, analizuje "za" i "przeciw", to niech na chwilkę przestanie tak to postrzegać i niech pożyje chwilą! Spontaniczne decyzje czasem mogą znacząco wpłynąć na nasze życie. Poza tym, warto spróbować - nikt przecież nie ukatrupi Cię potem, za usunięcie bloga. A nuż, widelec Ci się spodoba i będzie to jak w moim przypadku pasja? Ja myśląc tylko o dzieleniu się swoją opinią zyskałam o wiele więcej, jak na przykład wielu przyjaciół i znajomych. Często myślę, co bym zrobiła bez tej mojej spontaniczności... Kilka kroków, a może odwrócić Twoje życie w inną stronę. Po prostu, jeśli to czujesz - nie zastanawiaj się. :) Ot taka złota myśl...

10. Na pewno się komuś przyda. :) Droga Mirror, dziękuję ci bardzo, za poświęcony czas! Życzę ci dalszej, owocnej pracy na blogu!

Ja również dziękuję Ci za propozycję wywiadu, jak i życzę dalszych sukcesów Twojej strony! 


__________________________________


Co sądzicie o słowach Mirror - jako czytelnicy i jako bloggerzy? :)
I jak podoba wam się taki rodzaj notki? 
Czy chcielibyście poczytać wywiady z autorami książek?
Czekam na wasze komentarze!
Iadala