piątek, 19 września 2014

ZAWIESZENIE


Bardzo przykro mi to napisać, ale muszę zawiesić bloga... :/ 
Nie wyrabiam się z obowiązkami szkolnymi i domowymi, a co dopiero stronką, czy blogiem...
Przepraszam. 
Iadala

niedziela, 7 września 2014

"Kilka słów o..." #12

Kilka słów o... "Wklejaniu" własnych, wymyślonych postaci w opowieściach fanfiction.

Witam was wszystkich! :)

Słowo fanfiction jest już nam od bardzo dawna znane. Najczęściej piszemy o parringach - tych kanonowych i tych nieco mniej, o tym, co mogło dziać się dalej, po znienawidzonym epilogu, albo... No właśnie - albo stwarzamy własną postać i wrzucamy ją do świata ukochanej książki, co czasem budzi pewne kontrowersje.

Przeglądając pewne literackie forum, trafiłam na pewien wątek pt.: "Przed jakiego rodzaju fanfikami uciekamy gdzie pieprz rośnie". Nietrudno zgadnąć, jakie pozycje się najczęściej powtarzały:
"- fiki, w których głównym bohaterem jest ktoś wymyślony przez autora lub za dużo jak na mój gust wymyślonych postaci";
" - wszystkie, gdzie tylko pojawia się córka Voldemorta";
" - spore odbiegi od kanonu czy rezygnowanie z pisania o postaciach w kanonie na rzecz wymyślonych przez siebie. Po co machnąć ff, skoro można pisać samodzielny tekst?";
" - córek Voldemortów i innych blogaskowych badziewi ;
" - córek, synów, żon, kochanek i jakiejkolwiek niekanonicznej rodziny Voldemorta";
" - nieistniejących w kanonie postaci".
Od razu mówię, że akurat było o fanfickach z HP, stąd te ciągłe "Córki Voldemorta", ale zacytowałam to tutaj specjalnie, bo to w sumie też wymyślone postacie. 

Jak widać, stosunek fanów do wymyślonych postaci nie jest zachwycający. A szkoda - ja na przykład bardzo lubię pisać i czytać takie fanficki. O ile postać nie jest zabójczo idealna (tylko ma problemy przez złych zazdrośników/zło/rodziców/katastrofy naturalne itp.) z wielką przyjemnością czytam takie rzeczy. W takim razie skąd ta niechęć? Skoro już czytamy czyiś fanfick, czyjąś opowieść o kanonicznych postaciach, to czemu też nie przeczytać o czyjejś postaci, umieszczonej w danym świecie?



Po dłuższym zastanowieniu, doszłam do paru złotych zasad wymyślania postaci, tak, aby ludzie ich polubili:

1. Pomysł na córkę Voldemorta/Jeanine/Saurona czy innego najbardziej złego charakteru może ich był bardzo orygianlny i wzbudzający ciekawość parę lat temu, ale teraz, kiedy na co trzecim blogu spotyka się taką postać, aż rzygać się chce. Nie lepiej wymyślić coś oryginalniejszego?

2. Nie róbmy czegoś takiego, jak: "Ja w Hogwarcie". Nie każdego interesuje cały ty, twój charakter, rodzeństwo, tragiczna historia itp. I broń boże nie umieszczaj siebie w rodzinie mugoli, jak to nie jesteś zaskoczony, kiedy dostajesz list. Wiem, że brzmi to trochę niefajnie, ale naprawdę - czy interesowałoby Cię opowiadanie np. o tym, jak to ja nagle dostałam list z Hogwartu? 

3. Nie przyklejaj charakteru czy nawet gatunku (świecący wampir, gadający i świadomy wilkołak podczas przemiany, człowiek z genem podróży w czasie) z innej książki, chyba, że w formie komedii.

4. Nie rób drugiego Harry'ego, drugiej Katniss, drugiej Tris i drugiego Frodo (jeśli żyją w tym samym opowiadaniu). Wystarczy jedna taka postać w opowiadaniu. Nie potrzebuje swojej kopii (ale np. zobaczyć jakiegoś trybuta z charakterem Gwendolyn Shepherd byłoby może ciekawsze. Ale tylko z charakterem! Nie całą postacią!)

5. I najważniejsze - nie rób z niego idealnej ofiary wszystkich nieszczęść tego i książkowego świata!

To chyba wszystko. Pewnie nie każdy interesuje się fanfiction, a tym bardziej nie ma zamiaru doklejać swojej postaci, ale dają ten post dla tej mniejszości, która może kiedyś stworzy ciekawą, własną postać Może inni się przekonają i zmieni się opinia co do takich postaci? Nadzieja zawsze jest. :)

Dziękuję za uwagę :)

/Lana

środa, 3 września 2014

Książka pod lupą #17 - "Numery. Chaos"

Rachel Ward - "Numery. Chaos"

"Coś się zbliża...  Coś gigantycznego.  Coś złego. Gruzy, woda, ogień, chaos?  Prawdziwe piekło. 1 stycznia 2027 roku w Londynie stanie się coś strasznego. Zniknie całe miasto.  Zginą miliony ludzi. Adam to wie, bo jak jego mama Jem widzi w oczach ludzi datę śmierci. A prawie wszyscy wokół mają ten sam numer: 112027. Co to będzie?  I co Adam może zrobić?"
Druga część serii "Numery"!

Adam ma dar, tak jak jego mama widzi w oczach ludzi numery - daty ich śmierci, a oprócz tego wyczuwa jak ktoś zginie. W 2026 roku Anglia zostaje podtopiona, powódź zmusza chłopaka wraz z babcią do przeprowadzki - wybierają Londyn. Ale czy był to dobry wybór?

Sara ma szesnaście lat, "rozrabia" w szkole, ciągle ją przenoszą - tym razem trafia do Forest Green - placówki oświatowej z twardymi zasadami. Gdy tam spotyka chłopaka ze swych koszmarów, panikuje. Tylko, co tak naprawdę kryje się pod przykrywką twardzielki?

Adam w kółko widzi trzy numery 1.1.2027, 2.1.2027, 3.1.2027 - oznacza to, że większość mieszkańców Londynu zginie, zginie za niecałe pół roku! Chłopak stara się jakoś temu zaradzić, ale niektórzy nie są w stanie mu wierzyć. 

Sara, wie ze swoich koszmarów, że jej skarb zginie na rękach Adama - tylko czy to okaże się prawdą? Dziewczyna nie wie, czy może mu ufać, mimo, że coś pociąga ją do niego, boi się go, boi się, że zabierze jej to wszystko co ma. 

"Człowiek nie wie co ma, póki tego nie straci."

Rachel Ward, zachwyciła mnie pierwszą częścią "Numerów", ta jej dorównuje, a może nawet przewyższa treścią i formą. Autorka po raz kolejny wykreowała świetną rzeczywistość i bohaterów. Cały czas można odczuć dreszczyk napięcia "co będzie dalej?". Wydawać, by się mogło, że będzie to książka przewidująca - owszem niektóre elementy można poskładać, jednak cały czas znajdzie się coś, co nas zaskoczy.

Główni bohaterowie - Sara i Adam - nie mają łatwego życia, dziewczynę dotyka zło od strony najbliższej rodziny, a chłopaka - od śmierci. Bo kto ma łatwe życie, jeśli na każdym kroku widzi numer 1.1.2027, czuje jak ginie pod gruzami, w nurcie wody, czy w ogniu?

Ward, po raz kolejny świetnie ukazała autentyczność świata młodzieży, nie brakuje tutaj niecenzuralnych słów oraz świetnych opisów emocji - nie tylko dziewczyny, ale też Adama, gdyż książka jest pisana z dwóch różnych punktów widzenia, które przeplatają się kolejno rozdziałami.

Muszę tutaj również wspomnieć o okładce, która jest porażająco piękna na przeciwko pierwszej! Nie widać tego na zdjęciu, ale cała jest pokryta drobnymi, błyszczącymi, srebrnymi liczbami, które ją idealnie wypełniają i nadają dużo lepszego wyglądu.

Autorka znowu świetnie sobie poradziła z napisaniem kontynuacji pierwszej części, dzięki czemu już nie mogę się doczekać, trzeciej, którą już dziś zacznę czytać. Seria naprawdę wciąga, jest wspaniałą, lekką, ale jakże bogatą i fascynującą lekturą. Polecam wszystkim czytelnikom!

Iadala